Jednym z bardziej
drażliwych tematów w ogólnie pojętej hodowli psów, są kontakty z weterynarzami
i uczulanie na ten temat nabywców szczeniąt. Często bowiem zdarza się, że
właściciele są zdezorientowani, kiedy hodowca mówi coś innego, niż zaleca
weterynarz. Kiedy szczenię opuszcza hodowlę, teoretycznie hodowca nie ma już
wiele do powiedzenia, jednak nadal związany jest emocjonalnie ze swoim pupilem
i chciałby dla niego, jak najlepiej. Bardzo trudno jest wytłumaczyć nabywcy, że
osoba, która jest odpowiedzialna za zdrowie szczenięcia w nowej rodzinie, może
okazać się naciągaczem, który z leczeniem niewiele ma wspólnego.
Częstym błędem,
popełnianym przez szczęśliwych nabywców psów z papierami, jest natychmiastowa
wizyta u weterynarza z metryką w ręku, aby pochwalić się nowym nabytkiem. Nie
ma dla wielu weterynarzy niczego bardziej radosnego, jak bogaty klient. Acha,
skoro stać go na psa za blisko dwa tysiące, to na pewno będzie można go doić z
gotówki. I w ten sposób w imię miłości do swojego przyjaciela, bogatszy płaci
bez zastanowienia i cieszy się z „dobrej opieki” weterynaryjnej, a mniej
majętny od ust sobie odejmuje, zapożycza się, aby tylko pupil miał jak
najlepszy start.
Weterynarze zawsze
podważają kompetencje hodowców, zatem nie mam żadnego hamulca, aby obnażyć
niektóre metody, jakimi weterynarze częstują świeżych nabywców szczeniąt.
Przede wszystkim niektórzy z nich są dystrybutorami danego produktu, który
rozprowadzają w swojej klinice nie z tego powodu, że jest on dobry, tylko
dlatego, że mają z tego pieniądze. Zazwyczaj jest to karma konkretnej firmy lub preparaty, odżywki, etc. To, że
zmiana karmy stosowanej przez hodowcę na taką, która przyniesie zysk weterynarzowi
spowoduje problemy żołądkowo- jelitowe, to przecież z punktu widzenia
weterynarza bardzo dobrze. Kolejny pacjent z przewlekłym schorzeniem oznacza
zysk dla lecznicy.
Jeśli sprawa kończy się
jedynie na nieuzasadnionym wyciąganiu pieniędzy z kieszeni kochającego
właściciciela, to pół biedy. Problem zaczyna się wtedy, gdy weterynarz skazuje
psa na cierpienie ordynując niepotrzebne badania, czy operacje. Częstą
propozycją dla właściciela jest prześwietlanie stawów biodrowych u
kilkumiesięcznego szczenięcia. Tego najbardziej się boję wiedząc, jak ten
misterny scenariusz potoczy się dalej.
Szczenięta nie mają
jeszcze ukształtowanych do końca stawów. Bardzo często występują u nich „luzy”,
niedopasowania. Nieuczciwi weterynarze potrafią to wykorzystać i zaaplikować
psu drogą operację „na wszelki wypadek” nie mając względu na szkodliwe
działanie narkozy i promieni RTG na rozwijający się organizm. O samej traumie związanej z operacją chyba nie ma co
mówić.
Nie ma absolutnie żadnego
uzasadnienia robienie prześwietleń i operacji „na wszelki wypadek”. Jeśli
dysplazja ma być, to i tak się rozwinie niezależnie od tego, co będziemy robić.
Jeśli ktoś histerycznie boi się dysplazji, nie powinien nabywać psów dużych
ras. To schorzenie jest przypisane do psiego gatunku, a wszelkie próby
wyeliminowania dysplazji nie powiodły się w żadnej rasie. Nawet te drastyczne
próby, związane z wycofywaniem z hodowli nie tylko chorych psów, ale całych ich
rodzin nie przyniosły nic ponad to, że wyeliminowano z hodowli cenny materiał
genetyczny.
Jeśli pies podczas rozwoju
nie zdradza patologi, bólów, długich i ciężkich kulawizn (uwaga: nie każda
kulawizna jest dysplazją!) nie ma wskazania, aby prześwietlać stawy przed
ukończeniem 15 miesiąca życia. Jeśli po 15 miesiącu ujawni się na zdjęciu RTG
dysplazja, pies jest nadal zdrowy, nie kuleje, nic go nie boli, to nadal nie ma
żadnego wskazania do robienia zabiegów operacyjnych. Gorzej ukształtowane stawy
są podtrzymywane przez mięśnie, które miały czas dostosować się do wadliwej
budowy stawu i nie ma powodu w tym grzebać. Pamiętajcie, że operacja jest
ostatecznością kiedy komfort życia psa jest na tyle zły, że wymaga on pomocy.
Na to zawsze jest czas, bo dysplazja to nie jest nowotwór, który trzeba usunąć
natychmiast.
W ogóle wszystkim radzę
trzymać się z daleka od weterynarzy i udawać się do lecznicy tylko w
przypadkach mocno uzasadnionych.
Kiedy przez lata
opowiadałam te rzeczy swoim klientom, często spotykałam się ze zdumieniem,
niedowierzaniem. Pewnie brali mnie za przewrażliwoną nieszkodliwą wariatkę. Kto
bowiem przy zdrowych zmysłach skrzywdzi zwierzę dla pieniędzy? Jak można
podważać kompetencje wykształconych weterynarzy, ludzi stworzonych, aby pomagać
cierpiącym? Nawiasem mówiąc, straciłam wiarę w weterynarzy i ich dobre
wykształcenie, kiedy kolejny raz usłyszałam od jednego, czy drugiego, że suka
powinna przynajmniej raz w życiu urodzić szczenięta dla zdrowia. Takie słowa w
ustach prostego chłopka można zrozumieć, ale nawet wiejski weterynarz powinien
zdawać sobie sprawę, że tego typu myślenie powoduje zagęszczenie w
schroniskach. Dla wielu ludzi weterynarz jest autorytetem, zatem dostosują się
do rady, zafundują sobie szczeniaczki. Tyle, że potem coś z nimi trzeba zrobić.
Zazwyczaj niechciane psy lądują na ulicy i zasiedlają schroniska dla zwierząt.
Na szczęście w 2003 roku
ukazał się w Przekroju artykuł Agnieszki Sowy- Wysokopłatna miłość i
odetchnęłam z ulgą. Wreszcie ktoś napisał to, o czym hodowcy wiedzieli od dawna
i przed czym starali się uchronić swoich klientów. Wreszcie moje słowa zyskały
wiarygodność.
Zapraszam do zapoznania
się z tym bulwersującym materiałem. Jestem pewna, że dzięki tej lekturze
spojrzycie na waszych weternarzy w bardziej krytyczny i podejrzliwy sposób. Być
może ktoś z Was również uległ manipulacji i jest naciągany?
Nie wsadzam wszystkich
weterynarzy do jednego worka. Są pośród nich cudowni ludzie, dzięki którym
zwierzęta odzyskują zdrowie, a właściciele mają poczucie bezpieczeństwa
wiedząc, że ich pupil jest pod dobrą opieką. Tak jak w każdej grupie i tu są
jednak czarne owce. Warto zapoznać się z ich mało pochlebnymi „wyczynami”.
Aby uzyskać wygodne powiększenie, należy spod prawego klawisza myszy otworzyć link do zdjęcia w nowej karcie. Jeśli są kłopoty i tekst jest nieczytelny, proszę o zgłoszenie problemu, jakoś to rozwiążę.
Aby uzyskać wygodne powiększenie, należy spod prawego klawisza myszy otworzyć link do zdjęcia w nowej karcie. Jeśli są kłopoty i tekst jest nieczytelny, proszę o zgłoszenie problemu, jakoś to rozwiążę.