pożegnanie z Izer Song
Tydzień temu, w piątek odjechał do swojego domu do Gdańska
ostatni piesek- Izerek niebieski. Ach, zazdroszczę mu tego wylegiwania się na
plaży. Taka wielka piaskownica! Maluch, jeszcze zanim pochłonął go Wielki
Świat, miał okazję u nas w kojczyku pobrykać w żółtym piaseczku. Okazało się,
że to jego żywioł. Z piaskiem na nosie wygląda bardzo fotogenicznie :-)
Izer Song (fot Ala)
Po odjeździe ostatniego malucha zrobiło się jakoś dziwnie.
Ubyło nam mnóstwo obowiązków, a ja nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Cały czas
zrywałam się na nogi w porach posiłków szczeniąt i wciąż wydawało mi się, że
słyszę głosy maluchów dochodzące z kojczyka. Oczywiście wiem, że maluszki
trafiły do wspaniałych rodzin, które przejęły tym samym moje obowiązki, ale te
dwa ostatnie miesiące spowodowały, że bardzo się przywiązałam do Izerków. W
takim wypadku poczucie radości i dobrze spełnionego obowiązku zawsze miesza się
z odrobiną melancholii i tęsknoty. Na szczęście wszyscy właściciele zdecydowali
się pisać blogi, gdzie zarówno ja, jak i nasi czytelnicy, którzy pewnie też
przywiązali się w jakiś wirtualny sposób do maluchów, mogą śledzić ich dalsze
losy.
Blogi Izerków:
Dla zachowania zdrowia psychicznego, po weekendzie,
pojechałam do Wrocławia zmienić na kilka dni środowisko i tym samym przestawić
się z funkcji hodowcy na swoją podstawową- właściciela małego stadka psiaków
oraz dużego gospodarstwa. Takie "zresetowanie się" dobrze mi zrobiło, ponieważ
wszelkie smuteczki rozwiały się, a pozostała czysta radość z podglądania życia
Izerków w nowych domach.
Przez ten tydzień życie naszych piesków wróciło do normy.
Fiona odzyskała swoją kochaną przyjaciółkę Mantrę, która na powrót wariacko się
z nią bawi, daje się ciągać po trawie i memlać jęzorem.
Fiona, (fot Goldaski)
Pierwszy raz od dziesięciu lat nie mam dalszych planów
hodowlanych. Nie mam też natchnienia, aby cokolwiek robić w tym kierunku.
Potrzebuję czasu na podjęcie dalszych decyzji hodowlanych. Chciałabym
nadchodzące lata poświęcić w stu procentach naszym seniorom, przede wszystkim dziesięcioletniej
Fionie, cudownej, cierpliwej suczce, która dała nam na wystawach wiele
satysfakcji swoimi udanymi występami. Niestety, nie spełniło się moje
największe marzenie- kontynuacja żeńskiej linii zapoczątkowanej przez Bułę lub
połączenie potomstwa Fiony i Jaskra z Mantrą. Cała moja praca poszła w świat, nic nie
zostało dla mnie. Cóż, takie jest życie, taka jest hodowla- nieprzewidywalna i
nie dająca się do końca zaplanować.
W ciągu dziesięciu lat doczekaliśmy się dziewięciu miotów na
własny przydomek hodowlany. W sumie było to 46 szczeniąt od trzech suczek-
Triss (25), Fiony (5) i Mantry (16). Wierzę,
że dla tych 46-ciu rodzin psiaki stały się prawdziwym szczęściem mimo
niewątpliwie i trudnych chwil.
Pierwszy koszyk- miot A (maj 2002 rok)
Ostatni koszyk- miot I (kwiecień 2012)
Przez te wszystkie
lata pracowaliśmy na swoją markę oraz nabywaliśmy z każdym kolejnym miotem
nowych doświadczeń, zarówno w hodowli, jak i w kontaktach z przyszłymi właścicielami. Nie
zawsze było różowo, czasem zaliczaliśmy wpadki. Zazwyczaj udawało się w porę
zapobiegać nieszczęściom. Niektórych losowych spraw nie dało się przewidzieć.
Nie wszyscy nabywcy utrzymują z nami kontakt i nie wiem, jak
toczą się losy niektórych naszych psiaków. Oczywiście, nie oczekujemy od
każdego, że się z nami zaprzyjaźni, że będzie zdawał relację ze swojego życia z
psem, ale fajnie byłoby mieć od czasu do czasu jakieś informacje czy zdjęcia.
Szczególnie dotyczy to nabywców pierwszych miotów. W tamtych czasach nie tylko
nie było jeszcze możliwości kontaktu przez internet, ale nawet nie mieliśmy
telefonu stacjonarnego. Utrudniona była możliwość weryfikacji nabywców oraz
zdobycie ich sympatii na tyle, aby zechcieli od czasu do czasu odezwać się i
pochwalić, jak im się żyje z psem. Tym bardziej, że ja pamiętam każde szczenię
z tej czterdziestki szóstki i z imienia i z miejsca, do jakiego trafił.
Przez te dziesięć lat obserwowaliśmy, jak wzrasta popularność goldenów, jak stają się modne. Moda to przekleństwo dla rasy. Pojawiają się masowo pseudohodowle lub ludzie, którzy bez żadnego pomyślunku rozmnażają zwierzęta kierując się jedynie zyskiem. Hodowle golden retrieverów wyrosły przez te lata, jak grzyby po deszczu. Aby być uczciwym powiem też, że moda ma swoją jedną małą dobrą stronę. Pieski zazwyczaj nie czekają zbyt długo u hodowcy na Swoich Ludzi. W pierwszych naszych miotach zdarzało się, że szczenięta czekały nawet do 4 miesiąca życia.
Big Ben -3,5 mies (2003 rok) u nas
I rok później w swoim domu
Mimo, że na razie nie widzę dalszych perspektyw, nie przypuszczam, aby to miał być koniec naszej hodowli. Nie wyobrażam sobie życia bez tych słodkich puchatych kuleczek, które na naszych oczach rosną, zmieniają się i stają się radością dla Swoich Ludzi.