-Macie tu Bułeczkę, ona lada dzień urodzi szczenięta, odchowacie i suka z dziećmi będzie wasza- takimi słowy, u progu mojego nowego życia w małżeństwie, teściowa przypieczętowała mój przyszły los. Dla mojego męża, była to sytuacja normalna, gdyż sam od zawsze, a jego rodzina od pokoleń, wzrastali pośród psów i hodowali ich następne pokolenia. Na mnie jednak ten obowiązek spadł nagle i niespodziewanie. Nie mając żadnych postaw teoretycznych, ale też i będąc przez to nie zakażona przesądami i mitami dotyczącymi psów, łatwo dałam poprowadzić się za rękę, póki nie stałam się samodzielnym hodowcą.
Kilka lat spędzonych pod skrzydłami doświadczonego hodowcy, związane z tym wszelkie sprawy, zarówno te przyjemne, jak i problemy, z którymi od samego początku mogłam się zetknąć, ukształtowały moje postrzeganie tego środowiska i wszystkiego, co się z nim wiąże.
Z tej racji, iż zaczęłam naukę od praktyki, a nie od teorii, mogłam od samego początku weryfikować to, co równolegle czytałam na temat psów. Do swoich obowiązków podeszłam bowiem bardzo poważnie.
Mieszkając przez kilka lat dosłownie w centrum hodowli, otoczona rozmaitymi rasami psów, nie mając i tak zatrudnienia po studiach, siłą rzeczy pomagałam i interesowałam się tym wszystkim, co w hodowli się dzieje. Jeździliśmy, wizytując inne hodowle, przy okazji krycia suczki, lub odbierania szczenięcia za krycie. Pomagaliśmy przy kryciach, kiedy sytuacja tego wymagała. Opiekowaliśmy się szczeniętami, których nie można spuścić z oka nawet na minutę, karmiliśmy z butelki i masowaliśmy brzuszki świeżo urodzonym buldogom angielskim, których matka nie przeżyła cesarskiego cięcia. Przy okazji obserwowałam różne modele hodowli i przyglądałam się życiu ludzi pośród większego, czy mniejszego stada psów.
Z odchowanym przez siebie labradorkiem.
Nasza Buła stanowiła dla niego mamkę,
gdyż mama labradorka urodziła spory miot, a nasza Buła miała jedynie 3 maluchy.
Krzyś z malutkim shar-pei
Buldog angielski zostawiony chwilowo pod moją opieką.
Wszystkie maluszki na tych zdjęciach są jeszcze zbyt małe, aby iść do ludzi.
to prawdziwy psi żłobek.
Choć nie planowałam w przyszłości własnej hodowli, ale też jej nie wykluczałam, gdyż cały czas miałam nadzieję na opuszczenie Wrocławia i wyprowadzkę na wieś, to w tamtym okresie ukształtował się mój pogląd na wiele spraw związanych z kynologią. Wszystko, co działo się potem, stanowiło jedynie uzupełnienie do tego trzonu, jaki zbudowałam sobie na samym początku.
Małe maltańczyki
Na Europejskiej Wystawie Psów w Poznaniu w 2000 roku.
Trzymam na rękach jakąś krewniaczkę naszego obecnego szpica.
Na zdjęciu AMIKA z Niedźwiedziej Gawry-
szpic mały kolorowy klasyczny.
Na tej wystawie, w 2000 roku, wymarzyłam sobie ojca dla
mojego przyszłego psa płci męskiej, jakiego chciałam nabyć
na potrzeby mojej hodowli.
Nie miałam zielonego pojęcia,jakim cudem i z jakie pieniądze
mogłabym załatwić sobie psa po reproduktorach z najlepszym rodowodem,
zwycięzcach wystaw Europejskich i światowych,
będących w rękach najbardziej prestiżowych europejskich hodowców.
Mimo to, trzy lata później, los pozwolił mi na realizację tego marzenia. Ojcem mojego Jaskra jest Karvin Basic Instinct of Galans, pies po prawej stronie.
Ludzie mają różne wyobrażenia o hodowlach psów. Dla niektórych są to duże wielorasowe fabryki psów, poupychanych po klatkach (niestety, takich jest wiele), a dla jeszcze innych słowo „hodowla” kojarzy się z żywymi pluszakami z zawiązanymi na szyjach kokardkami. To również jest wypaczony obraz rzeczywistości, choć gdzieniegdzie prawdziwy. Sporo osób też nie rozróżnia hodowli od komercyjnej rozmnażalni. Wielokrotnie zdarza mi się zapytać kogoś na ulicy, z jakiej hodowli ma psa i często słyszę, że to hodowla bezpapierowa. Nie ma hodowli bezpapierowej. Hodowla to hodowanie, a nie tylko rozmnażanie. Za hodowlą idzie dużo więcej spraw, niż tylko sprzedaż szczenięcia. O tym wszystkim będzie ten blog.
Ze zrozumiałych względów i zgodnie z tytułem bloga, kręgiem swojego zainteresowania obejmę hodowle zrzeszone w krajowym lub światwych organizacjach kynologicznych, czyli takie, nad którymi, przynajmniej teoretycznie, ktoś sprawuje kontrolę. Nawet pośród tych zrzeszonych hodowców nie brak producentów szczeniąt. Wyróżnia je spośród miłośników rasy, hodowanie dużej ilości modnych ras oraz zmienianie ras psów zgodnie z obowiązującą modą i popytem na szczenięta. Do dziś nie mogę podnieść szczęki z podłogi, która opadła mi na wieść, że uznany hodowca owczarków niemieckich przerzucił się na golden retrievery. Gdzie Rzym, a gdzie Krym?
Pewnego razu, poproszeni przez teściową, udaliśmy się do hodowli berneńczyków po wybór dla niej szczenięcia za krycie. Kiedy opowiadałam właścicielom, że my hodujemy golden retrievery, nie mieli nawet pojęcia, jak takie psy wyglądają. Kilka lat później, jak rasa zrobiła się modna, zobaczyłam na ringu goldeny z ich przydomkiem hodowlanym.
Dorin Iwbil. Suczka, która miała być kontynuatorką
długiej tradycji berneńczyków z Niedźwiedziej Gawry.
Niestety, wykształciła się u niej z wiekiem ciężka dysplazja i została wykluczona z hodowli.
Daleka jestem od krytykowania konkretnych modeli hodowli, gdyż nie mam prawa przedkładać swojego modelu nad inne. Jeśli ktoś hoduje psy, w oparciu o istniejące prawo związkowe, nie uważam za stosowne wtrącać się do tego i go pouczać. Od tego jest organizacja kynologiczna, która sprawuje kontrolę, jeśli hodowca przekroczy pewne granice. A że ta kontrola czasem kuleje i jak w każdym środowisku, nie wszystko działa poprawnie, uważam, że mogę na swoim blogu opowiedzieć innym, jak sprawy się mają, zdradzić kilka tajemnic kynologicznych, wytłumaczyć, dlaczego popieram małe niekomercyjne hobbystyczne hodowle jednej, lub dwóch ras, które prowadzone są przez miłośników owej rasy, niezależnie od mody i sytuacji na rynku. Będę też namawiać przyszłych nabywców psów, aby przy zakupie swojego przyszłego przyjaciela kierowali się właśnie tym kryterium, a nie zwracali uwagę na miejsce i czas odbioru szczenięcia. Oczywiście, w miarę swoich możliwości.
Tyle tytułem wstępu. Następnym razem opowiem Wam, dlaczego warto wydać więcej pieniędzy na szczenię z rodowodem, niż na „rasowe” bez papierów i czy wybierając drugą opcję, na pewno oszczędzacie pieniądze.
Naprawdę miło jest czytać tekst napisany przez rozsądnego człowieka. Ze mną i z psami jest trochę na na odwrót. Miałam w dzieciństwie mnóstwo swoich i sąsiedzkich psów kundelków. Nie mniej jednak zawsze fascynowałam się chartami, zupełnie nie wiem dlaczego. Na początku zauroczyły mnie afgany i borzoje. Może ze względu na wygląd? Teraz przymierzam się do wilczarza. Zanim jednak w swoim własnym rodzinnym życiu udało mi się kupić psa przeczytałam wiele książek i opisów i ... byłam pewna: miał to być afgan. Miał być rasowy. W tak zwanym międzyczasie zaangażowałam się w hodowlę brytyjczyków. Zdażyło mi się nawet być we władzach pewnego 'kociego' związku. Poznałam to i owo od kuchni, także kynologicznej. Współpracowaliśmy. Zmierzam jednak do tego, że kupiłam, a w zasadzie wybawiałam, jak się później okazało, afgana. Za połowę ceny, bo był już bardzo dużym szczeniakiem - ośmiomiesięcznym. Ponadto, ponieważ nie zależało mi wystawach, pies jest bez papierów. Przy czym nie oznacza to tego co zwyczajowo ma się na myśli. Mam psa bez papierów, ale mogłabym je mieć, gdybym kobiecie dopłaciła drugie tyle, jako rekompensatę za ewentualną konkurencję. Mój afgan ma już sześć lat i jest wspaniały. Nie wystawiam go, mimo że ma dobrą postawę, odpowiednie umaszczenie i charakter. Jestem zadowolona z takiego stanu rzeczy. I naprawdę warto wydać pieniądze na szczenię z rodowodem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Witaj :-)))
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zadziwiło, że dostałaś afgana za pół ceny, bo hodowca nie chciał konkurencji i zatrzymał papiery. Dobrze zrozumiałam?
Oczywiście, nie oceniam i nie wartościuję, tym bardziej, że nie rozumiem punktu widzenia hodowcy (a w ogóle, to chyba nielegalne jest, hm... w regulaminie ZKwP stoi, że pies musi być wydany razem z metryką), ale ja traktuję szczenięta, jako wizytówki swojej hodowli i namawiam, zachęcam, czasem błagam, aby psiak był wystawiany, a nie chowany pod kanapą. Im więcej ładnych, wartościowych zwierząt z konkretnym przydomkiem hodowlanym, tym większy prestiż i reklama dla hodowli. Ja skaczę pod niebo, jak potomstwo okazuje się lepsze od rodziców i z nimi wygrywa, bo to znaczy jedno- moja praca hodowlana jest na właściwej ścieżce. Wszak podstawą założeń w hodowli jest poprawianie i udoskonalanie rasy.
Oj, jeszcze wielu nowych rzeczy dowiem się tu o hodowcach i ich motywach działania, mimo tego, że wiele, jak sądzę, już widziałam.
Też chciałam afgana, ale szybko wybili mi go z głowy. Trochę choruję na psa faraona, ale też nie chciałabym się rozdrabniać w hodowli.
pozdrawiam :-)
Będę tu stałym bywalcem, Anetko!
OdpowiedzUsuńDobrze zrozumiałaś z tymi papierami. Jeśli mogę zapytać: jaki argument przemówił za tym, że zrezygnowałaś z afganów?
OdpowiedzUsuńzusa- serdecznie zapraszam i bardzo się cieszę :-)
OdpowiedzUsuńaneta- afgany zawsze robiły na mnie wrażenie swoim przepięknym wyglądem, ale wygląd to nie wszystko. Trzeba być pasjonatem chartów i czuć do nich to "coś", aby zaakceptować ich naturę i sprostać ich wymaganiom.
Afgan i wszystkie duże charty, zostały stworzone do gonienia zwierzyny na dużych, otwartych przestrzeniach. Takie psy są tylko wtedy szczęśliwe i spełnione, jeśli mają dużo więcej ruchu, niż przeciętny pies. Ja tego nie byłam w stanie im zapewnić.
Poza tym to "coś" poczułam do goldenów :-)
Ale psa faraona, to bym chciała mieć :-)
No tak, afgan musi się wybiegać i nie jest zbytnio uległy. Trzeba go kochać a do uczenia trzeba zarezerwować dużo czasu. I to nie dlatego, że jest głupi - to wielkie kłamstwo krzywdzące afgany - ale dlatego, że jest sprytnym indywidualistą i polecenia wykonuje tylko wtedy gdy wie, że to nie podstęp, albo wtedy gdy widzi wyraźne korzyści, albo też wtedy gdy ma ochotę :) trzeba umieć to wykorzystać, a zdaje się, że nie każdy kto ma afgana tak umie.
OdpowiedzUsuń93 metry długości mojej działki przebiega w kilka sekund :) Widok pędzącego w zastraszającym tempie psa sparaliżował kiedyś weterynarza :))
Mnie również irytuje, jak ktoś mówi, że jakaś rasa psów jest głupia. Rasy psów stworzył człowiek do określonych celów i jeśli ktoś tego nie rozumie, sam zasługuje na miano głupca.
OdpowiedzUsuńMoje zauroczenie wyglądem afganów mąż studził tak:
"Mieszkamy na pogórzu, wkoło są lasy. I wyobraź sobie-leci taki chart przed siebie, bo takim go stworzono na pustym, równym stepie, a tu nagle łup w drzewo. Albo spada do przepaści. A poza tym takie futro, to tylko na wystawach sobie można pooglądać, w wiejskich warunkach pielęgnacja jego, to masakra".
Przekonały mnie te argumenty.
Będę tu stale zaglądać :)Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń