Wstęp

Nazywam się Aneta Tyl, jestem hodowcą psów rasy golden retriever o przydomku hodowlanym Tuskulum Quissam, zarejestrowanym we wrocławskim oddziale Związku Kynologicznego, jak i w FCI (Federation Cynologique Internationale).

Ta strona powstała po to, aby przybliżyć przeciętnemu miłośnikowi psów tematy związane z szeroko pojętą hodowlą oraz utrzymaniem psa. Przyszli nabywcy psa znajdą tu szereg praktycznych porad, nie podręcznikowych, lecz popartych doświadczeniem.

Nie jestem weterynarzem, zootechnikiem, behawiorystą, treserem psów, ani nawet hodowcą z pierwszych stron magazynów kynologicznych. Jestem zwykłą posiadaczką psów, jak tysiące spośród Was. Ze względu na to, iż mam kontakt ze światem, który obraca się wokół psów, mam ukształtowane poglądy na pewne sprawy, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Są to poglądy niejednokrotnie odmienne niż te królujące na forach kynologicznych, być może ktoś uzna je czasem za kontrowersyjne.

Nie uznaję w życiu autorytetów i nie chcę, aby ktoś w ten sposób mnie traktował. Liczę natomiast na dyskusję i wymianę poglądów w komentarzach pod postami. Ja również, dzieki temu projektowi, zamierzam się czegoś nowego od Was dowiedzieć.

Będę obalać mity i postaram się przekonać Was do niektórych ważnych dla dobra zwierząt decyzji. Będę promować takie postawy, które w przyszłości mogą ograniczyć liczbę bezdomnych psów spędzających życie w schroniskach.

Jestem bezwzględną rasistką, co nie oznacza, że uważam Wasze kundelki za gorsze. Wręcz przeciwnie, będę domagać się, aby traktować je na równi z „psią arystokracją”. Jeśli dopatrzycie się tu krytyki Waszych poczynań, pamiętajcie, że nie potępiam ludzi, lecz co najwyżej czyny, które w większej części pochodzą z niewiedzy, a nie z wyrachowania.

Serdecznie zapraszam do współpracy hodowców, którzy prowadzą domowe, małe hodowle i są pasjonatami „swoich” ras. Będę faworyzować i zapraszać takie osoby, aby opowiedziały o życiu i wszelkich sprawach związanych z konkretną rasą. Ma to ułatwić czytelnikom wybór psa i hodowli, z jakiej zechcą go nabyć.

czwartek, 15 grudnia 2011

Hodowla- niemoralne hobby.


Dzisiejszy wpis jest mocno hm... filozoficzny i zrodził się z dyskusji zawartej w komentarzach na zaprzyjaźnionym blogu racjonalne oszczędzanie. Dyskusja uświadomiła mi, że jest cała rzesza ludzi, którzy nie rozumieją istoty hodowli psów, mają błędne o niej wyobrażenie oraz uprzedzenia, z których wyciągane są nieprawdziwe wnioski. Ludzie kierują się mitami i stereotypami, powtarzają zasłyszane obiegowe opinie. Często, aby lepiej się poczuć, przyklejają „łatki” hodowcom i właścicielom rasowych psów, nazywając ich snobami. W takich powielanych mitach hodowcy jawią się jako biznesmeni handlujący żywym towarem, a właściciele to bogacze, którym się z dobrobytu w głowie poprzewracało. Najczęściej powtarzane przez oponentów słowa- „Bo mnie na takiego psa to nie byłoby stać”. Jest to oczywista bzdura. Stać cię na mieszkanie, na kredyt, na samochód, i inne dobra. Po prostu nie rozumiesz istoty hodowli.
Rocky (He Is Legend)

Wiem, że na tego bloga trafiają osoby, które z grubsza podzielają mój punkt widzenia, takie, dla których świat bez psa byłby smutnym i beznadziejnym miejscem. Być może jednak przeczyta te słowa ktoś, kto ma inne zdanie i zechce się tym podzielić w komentarzach. Serdecznie zapraszam.

Pozwoliłam sobie wykorzystać, jako ilustracje, fotografie przysłane mi przez nowych właścicieli szczeniąt.

Pragnę na wstępie zaznaczyć, że wszystko, o czym piszę stanowi moje własne przemyślenia i nie stanowi jakiejś zbiorowej myśli przewodniej wszystkich hodowców, choć część z nich na pewno się ze mną zgodzi.

Człowiek jest jedynym gatunkiem, który w procesie ewolucji nabył umiejętność nie tylko dostosowania się do środowiska, ale również potrafi zmieniać to środowisko. Śmiem twierdzić, że właśnie owe manipulacje naturą stanowią istotę człowieczeństwa. Jeśli nie posiedlibyśmy tej umiejętności, czym różnilibyśmy się od innych naczelnych? Na drzewach nie rosną buty, a w kamieniołomie nie znajdziemy gotowych pięściaków, czy skrobaków. Człowiek poprawiał naturę wyplatając z włókien roślinnych sandały i tak długo uderzał kamieniem o kamień, aż stworzył potrzebne mu do przeżycia narzędzia. Od tamtej pory zaczęliśmy zmieniać świat i wykorzystywać naturę do swoich własnych celów.

Leon (Haute Couture)

Pies nie jest zwierzęciem zrodzonym z natury. Jest niemal od początku do końca stworzony przez człowieka. Czuję ogromny szacunek dla pracy tych setek pokoleń hodowców, selekcji której początek ginie w paleolitycznych mrokach naszych dziejów.
Obecnie obowiązującą teorią jest pogląd, że pies powstał na bazie genów wilka. Wilki, które miały mniej rozwinięty instynkt samozachowawczy, były bardziej ufne, przy tym na tyle słabe, że w stadzie byłyby skazane na zagładę, zorientowały się, że dobrą strategią, by przeżyć, jest kręcić się w okolicy ludzkich siedzib i żywić się resztkami. Człowiek początkowo tolerował to zachowanie. Istnieje prawdopodobieństwo, że wilki były objęte jakiegoś rodzaju „tabu”, co z kolei wiązało się z wierzeniami. Nie znamy mitologii ludzi żyjących dziesiątki tysięcy lat temu, lecz wilk/pies jest w wielu bliższych naszym czasom kulturach pierwotnych istotą mającą jakąś funkcję religijną. Takie nieporadne wilki żyły obok ludzi i rozmnażały się. Te, u których ujawniały się bardziej typowe dla wilków geny, „szły w las”, te u których utrwalały się geny nieporadności, infantylności, zostawały z człowiekiem stanowiąc początkowo zapewne zabawkę dla dzieci, a potem cenną pomoc dla myśliwego. Powstała swojego rodzaju symbioza oparta na współegzystencji i wzajemnej pomocy.

To jest oczywiście schemat, rzeczywistość była na pewno bardziej brutalna i skomplikowana. Nie wątpię, że u niektórych ludów, nie tylko w Azji, psy stanowiły pokarm. Jeszcze niedawno niektóre psy ras szwajcarskich po prostu zjadano. Czemu odczuwam respekt i szacunek dla tradycji hodowania psów? Otóż dlatego, że być może ja, jak też moi oponenci żyją na tym świecie tylko dlatego, że jakiś pies pomógł myśliwemu zapolować na zwierzynę, a tym samym wykarmił mojego dalekiego przodka. Moje geny mogły odnieść sukces dzięki pomocy psa.

Zostawmy jednak historię i wróćmy do czasów współczesnych. Do czego są nam dziś potrzebne psy i dlaczego hodujemy rasy w czystości? Opowiem o tym polemizując z zarzutami, jakie postawiono hodowcom:

„…A czystość rasy, czy to takie ważne?”
Tak, ważne. Tutaj dochodzimy do istoty hodowli. Hodowla to intencjonalny dobór takich genów, które gwarantują utrwalenie w populacji pożądanych cech zarówno wyglądu, jak i charakteru. Jeśli potrzebuję psa o ściśle określonych cechach i wyglądzie i jestem gotowa wydać za to pieniądze, to kupuję „markowy produkt”, oryginał, nie podróbkę, która często nie ma nic wspólnego z owym oryginałem. Dlaczego oryginał jest lepszy od podróbki? Dosyć wyczerpująco opisałam to TUTAJ. Jeśli nie zależy mi na ściśle określonych cechach, biorę psa ze schroniska, gdzie na domy i ludzką opiekę oczekuje wiele zwierząt.

Hossa (Hossanna Hallelujah)

„Póki istnieją rasy- będą podróbki”.
Jest to błędne myślenie. Podróbki będą istniały póty, póki będzie na nie popyt. Jeśli ludzie będą szukać i kupować za ciężkie pieniądze psy z psich fabryk, póty ten szemrany biznes będzie się kręcił.

„Zwykle mieszańce maja mieszankę najlepszych cech od różnych przodków i lepszą psychikę”.
To jest jeden z powszechniejszych mitów. Jest to nieprawda. Mieszańce nie są statystycznie zdrowsze. Nikt nie prowadzi selekcji na ich zdrowie. Nie każda choroba jest śmiertelna i nie każda naturalnie likwiduje słabsze kundelki. Mieszańce nie mają lepszych cech fizycznych, ani psychicznych. Jest to miks przypadkowych cech, również tych złych. Biorąc szczenię z nieznanego źródła nigdy nie masz pewności, czy za rok, kiedy urośnie, nie odgryzie głowy twojemu dziecku. Nie wiesz, jak będą układały się twoje z nim stosunki, jak będzie reagować na gości, etc. Biorąc psa z udokumentowanego źródła masz pewność, że nabywasz to, co chcesz. Jeśli chcesz genetycznej niespodzianki- powtórzę setny raz- podaruj dom psu ze schroniska, a nie kupuj psa na targowisku.

„Jakakolwiek forma hodowli zwierząt w celu sprzedaży nie ma nic wspólnego z byciem miłośnikiem zwierząt”.
To jest dla mnie zarzut dużo boleśniejszy niż porównanie pracy hodowców do eugeniki propagowanej i wcielanej w życie przez niesławnej pamięci Adolfa H. Zarzut ten stawia mnie w jednym szeregu z pseudohodowcami, którzy rozmnażają psy jedynie licząc na zysk. To, że psy rodowodowe dużo kosztują wynika z wysokich kosztów utrzymania, a tym samym rzetelnej nad nimi opieki. Naprawdę nie trzeba być wytrawnym finansistą, jakim jest autor tych zarzutów, aby sobie obliczyć, jakiż to zysk jest w hodowli, która utrzymuje kilka psów (w tym psy młode i te na zasłużonej emeryturze) mając jeden miot szczeniąt raz na rok, czy na dwa lata. Kiedyś to sobie obliczyłam- wychodzę mniej więcej na zero, czasem do interesu dokładam (mały miot lub wcale). Oznacza to, że mogłabym wcale tych psów nie mieć i żyć na tym samym poziomie. Być może dla autora tych słów bardziej obrazowy będzie fakt, iż jeżdżę seatem, który w tym roku skończył 18 lat. I nie zanosi się na żadne zmiany.

Walle (Helter Skelter)

Domowe hodowle jednorasowe z definicji nie rozmnażają psów dla zysków. W moim przypadku posiadanie i zajmowanie się golden retrieverami stanowi hobby. Hodowla nie jest rozmnażaniem, tylko dbaniem o kondycję rasy, o jej zdrowie, właściwy charakter i wygląd. W tej właśnie kolejności. Dlatego uważam, że mam prawo nazywać się „miłośnikiem rasy”. Rozumiem, że dla osób, których jedynym hobby jest gromadzenie na koncie pieniędzy, moja pasja może być niemoralna. Grzebię w genach, manipuluję naturą. Do kwestii moralności nie mogę się odnieść, ponieważ jest to bardzo indywidualna sprawa. Moja moralność pozwala mi na takie zabiegi tym bardziej, że mogę dziełem swych rąk uszczęśliwić nie tylko siebie, ale również innych ludzi. Szczenięta wychodzące z mojej hodowli nie trafiają do schronisk, a do mądrych ludzi, którzy zapewniają im właściwą opiekę.

To oczywiste, że dziś hodujemy psy dla własnej przyjemności. Dużo można pisać o tym, że dzieci lepiej rozwijają się mając kontakt z psami, uczą się odpowiedzialności, empatii, wyrażania uczuć, opieki nad istotami słabszymi i zależnymi od człowieka. Przekłada się to potem na relacje międzyludzkie w dorosłym życiu. Dla mnie nie ma nic złego w takiej „manipulacji genami”, aby nasze psy sprawiały nam przyjemność wyglądem, przewidywalnym zachowaniem pozwalając nam ludziom rozwijać pozytywne cechy charakteru.

„Takiego psa mogą mieć ludzie, których na to stać”.
Jest to głupie powiedzenie powielane przez ludzi, którym nie mieści się w głowie, że można wydać równowartość jednej pensji za rodowodowe szczenię, kiedy psa można nabyć bez problemu za darmo od sąsiada. Moi klienci to nie snoby, a w większości ludzie o przeciętnych zarobkach. Czasem zamawiają szczenię rok wcześniej nie ukrywając, że zbierają dopiero wymaganą kwotę. Jestem spokojniejsza, kiedy klient nie jest bogatym szastającym pieniędzmi człowiekiem, ponieważ wiem, że wybór psa to nie kaprys, a dobrze przemyślana decyzja. Pies powinien być „towarem” luksusowym, wówczas ludzie będą bardziej szanować zwierzęta.

Mika (Harmony Sweet)

„Pies cieszy się, bo nie zna innego życia”.
Jest to zarzut, który wyniknął z dyskusji na temat zniewolenia psów przez ludzi. Niewolnik będzie cieszył się z każdego przejawu miłości swojego pana, bo nie wie, że można żyć inaczej. Cóż, zapewne napisał to człowiek bardzo zadowolony ze swojego życia w miejskim mieszkaniu. Zadowolony, ponieważ nie zna innego życia. Wszyscy jesteśmy czyimiś niewolnikami, jeśli już w ten sposób rozpatrujemy problem. Jesteśmy niewolnikami własnych rodziców, potem systemu edukacji, a na końcu funkcjonujemy jako niewolnicy systemów podatkowych i miejsca pracy. Niektórzy są niewolnikami banków spłacając kredyty, czy dążąc do uzbierania miliona na koncie- ku uciesze systemu. Od tego „melona” nawiasem mówiąc, zapłacisz niezły podatek. I tyle o niewolnictwie.

Nie urodziłam się hodowcą. Zajmuję się tym, ponieważ wierzę w sens hodowli. Wiem, że nasza praca uszczęśliwia ludzi na wielu poziomach. Pozwala choćby na bezpieczny kontakt psa z dzieckiem, co ma wpływ na wychowanie następnych pokoleń. Te dzieci, jako osoby dorosłe, będą szanować i zwierzęta i siebie nawzajem oraz przekazywać te wartości swoim dzieciom. Będą bliżej natury biegając z psem po lesie, niż siedząc z nosem w monitorze i przelewając pieniądze z konta na konto. 

Jest to ostatni wpis przed świętami na tym blogu. Czytelników głównego bloga jeszcze trochę „ponękam” naszymi przygodami. Tymczasem tutaj, nie tylko Melonmakerowi, ale i wszystkim przeglądającym tego bloga, chciałabym życzyć „dużej bańki” na koncie w przyszłym roku. Albo i dwóch :-)

Jantar (Golden Life) w mojej "wariacji" świątecznej :-)

wtorek, 29 listopada 2011

Kochaj i płać, czyli co wyprawiają z nami weterynarze.


Jednym z bardziej drażliwych tematów w ogólnie pojętej hodowli psów, są kontakty z weterynarzami i uczulanie na ten temat nabywców szczeniąt. Często bowiem zdarza się, że właściciele są zdezorientowani, kiedy hodowca mówi coś innego, niż zaleca weterynarz. Kiedy szczenię opuszcza hodowlę, teoretycznie hodowca nie ma już wiele do powiedzenia, jednak nadal związany jest emocjonalnie ze swoim pupilem i chciałby dla niego, jak najlepiej. Bardzo trudno jest wytłumaczyć nabywcy, że osoba, która jest odpowiedzialna za zdrowie szczenięcia w nowej rodzinie, może okazać się naciągaczem, który z leczeniem niewiele ma wspólnego.
Częstym błędem, popełnianym przez szczęśliwych nabywców psów z papierami, jest natychmiastowa wizyta u weterynarza z metryką w ręku, aby pochwalić się nowym nabytkiem. Nie ma dla wielu weterynarzy niczego bardziej radosnego, jak bogaty klient. Acha, skoro stać go na psa za blisko dwa tysiące, to na pewno będzie można go doić z gotówki. I w ten sposób w imię miłości do swojego przyjaciela, bogatszy płaci bez zastanowienia i cieszy się z „dobrej opieki” weterynaryjnej, a mniej majętny od ust sobie odejmuje, zapożycza się, aby tylko pupil miał jak najlepszy start.

Weterynarze zawsze podważają kompetencje hodowców, zatem nie mam żadnego hamulca, aby obnażyć niektóre metody, jakimi weterynarze częstują świeżych nabywców szczeniąt. Przede wszystkim niektórzy z nich są dystrybutorami danego produktu, który rozprowadzają w swojej klinice nie z tego powodu, że jest on dobry, tylko dlatego, że mają z tego pieniądze. Zazwyczaj jest to karma konkretnej  firmy lub preparaty, odżywki, etc. To, że zmiana karmy stosowanej przez hodowcę na taką, która przyniesie zysk weterynarzowi spowoduje problemy żołądkowo- jelitowe, to przecież z punktu widzenia weterynarza bardzo dobrze. Kolejny pacjent z przewlekłym schorzeniem oznacza zysk dla lecznicy.
Jeśli sprawa kończy się jedynie na nieuzasadnionym wyciąganiu pieniędzy z kieszeni kochającego właściciciela, to pół biedy. Problem zaczyna się wtedy, gdy weterynarz skazuje psa na cierpienie ordynując niepotrzebne badania, czy operacje. Częstą propozycją dla właściciela jest prześwietlanie stawów biodrowych u kilkumiesięcznego szczenięcia. Tego najbardziej się boję wiedząc, jak ten misterny scenariusz potoczy się dalej.

Szczenięta nie mają jeszcze ukształtowanych do końca stawów. Bardzo często występują u nich „luzy”, niedopasowania. Nieuczciwi weterynarze potrafią to wykorzystać i zaaplikować psu drogą operację „na wszelki wypadek” nie mając względu na szkodliwe działanie narkozy i promieni RTG na rozwijający się  organizm. O samej traumie związanej z operacją chyba nie ma co mówić.
Nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia robienie prześwietleń i operacji „na wszelki wypadek”. Jeśli dysplazja ma być, to i tak się rozwinie niezależnie od tego, co będziemy robić. Jeśli ktoś histerycznie boi się dysplazji, nie powinien nabywać psów dużych ras. To schorzenie jest przypisane do psiego gatunku, a wszelkie próby wyeliminowania dysplazji nie powiodły się w żadnej rasie. Nawet te drastyczne próby, związane z wycofywaniem z hodowli nie tylko chorych psów, ale całych ich rodzin nie przyniosły nic ponad to, że wyeliminowano z hodowli cenny materiał genetyczny.
Jeśli pies podczas rozwoju nie zdradza patologi, bólów, długich i ciężkich kulawizn (uwaga: nie każda kulawizna jest dysplazją!) nie ma wskazania, aby prześwietlać stawy przed ukończeniem 15 miesiąca życia. Jeśli po 15 miesiącu ujawni się na zdjęciu RTG dysplazja, pies jest nadal zdrowy, nie kuleje, nic go nie boli, to nadal nie ma żadnego wskazania do robienia zabiegów operacyjnych. Gorzej ukształtowane stawy są podtrzymywane przez mięśnie, które miały czas dostosować się do wadliwej budowy stawu i nie ma powodu w tym grzebać. Pamiętajcie, że operacja jest ostatecznością kiedy komfort życia psa jest na tyle zły, że wymaga on pomocy. Na to zawsze jest czas, bo dysplazja to nie jest nowotwór, który trzeba usunąć natychmiast.
W ogóle wszystkim radzę trzymać się z daleka od weterynarzy i udawać się do lecznicy tylko w przypadkach mocno uzasadnionych.

Kiedy przez lata opowiadałam te rzeczy swoim klientom, często spotykałam się ze zdumieniem, niedowierzaniem. Pewnie brali mnie za przewrażliwoną nieszkodliwą wariatkę. Kto bowiem przy zdrowych zmysłach skrzywdzi zwierzę dla pieniędzy? Jak można podważać kompetencje wykształconych weterynarzy, ludzi stworzonych, aby pomagać cierpiącym? Nawiasem mówiąc, straciłam wiarę w weterynarzy i ich dobre wykształcenie, kiedy kolejny raz usłyszałam od jednego, czy drugiego, że suka powinna przynajmniej raz w życiu urodzić szczenięta dla zdrowia. Takie słowa w ustach prostego chłopka można zrozumieć, ale nawet wiejski weterynarz powinien zdawać sobie sprawę, że tego typu myślenie powoduje zagęszczenie w schroniskach. Dla wielu ludzi weterynarz jest autorytetem, zatem dostosują się do rady, zafundują sobie szczeniaczki. Tyle, że potem coś z nimi trzeba zrobić. Zazwyczaj niechciane psy lądują na ulicy i zasiedlają schroniska dla zwierząt.

Na szczęście w 2003 roku ukazał się w Przekroju artykuł Agnieszki Sowy- Wysokopłatna miłość i odetchnęłam z ulgą. Wreszcie ktoś napisał to, o czym hodowcy wiedzieli od dawna i przed czym starali się uchronić swoich klientów. Wreszcie moje słowa zyskały wiarygodność.

Zapraszam do zapoznania się z tym bulwersującym materiałem. Jestem pewna, że dzięki tej lekturze spojrzycie na waszych weternarzy w bardziej krytyczny i podejrzliwy sposób. Być może ktoś z Was również uległ manipulacji i jest naciągany?

Nie wsadzam wszystkich weterynarzy do jednego worka. Są pośród nich cudowni ludzie, dzięki którym zwierzęta odzyskują zdrowie, a właściciele mają poczucie bezpieczeństwa wiedząc, że ich pupil jest pod dobrą opieką. Tak jak w każdej grupie i tu są jednak czarne owce. Warto zapoznać się z ich mało pochlebnymi „wyczynami”.


Aby uzyskać wygodne powiększenie, należy spod prawego klawisza myszy otworzyć link do zdjęcia w nowej karcie. Jeśli są kłopoty i tekst jest nieczytelny, proszę o zgłoszenie problemu, jakoś to rozwiążę.










wtorek, 1 listopada 2011

Seter szkocki gordon- portret rasy



Ma lśniącą czarną sierść targaną wiatrem, kiedy płynnym, harmonijnym ruchem przybiega, aby Cię powitać. Jego sylwetka determinowana jest poprzez elegancję i klasę stylowego, rasowego psa. Z ciemnobrązowych oczu wyziera bystrość i inteligencja oraz, co najważniejsze, bezgraniczna miłość do Ciebie.
Taki właśnie jest szkocki seter. Jeśli umiejętnie pokierujesz jego życiem, zrobi dla Ciebie wszystko. Jest tylko Twój i niczyj więcej, gdyż rasa ta należy do psów jednego właściciela.


Myślisz pewnie, że jako pies myśliwski szczęśliwy będzie jedynie na łące i w lesie łapiąc nosem wiatry górne i wiatry dolne? Że taki pies potrzebuje domu z wielkim ogrodem, a trzymanie go w mieszkaniu stanowi udrękę? Zdradzę Ci pewną tajemnicę. Ten pies potrzebuje do szczęścia jedynie odpowiedzialnego właściciela, który znajdzie dla niego czas, podąży za jego naturą i pozwoli mu realizować jego pasję. Instynkt, temperament i pasję myśliwską można troszkę oszukać. Gordon jest psem wszechstronnym, świetnie sprawdzi się w innych aktywnościach, będzie z chęcią aportować, ćwiczyć agility, czy obedience. Dla odprężenia, sprawienia mu prawdziwej przyjemności zgodnej z jego naturą, pozwól mu od czasu do czasu wybiegać się na łące poza miastem. Jedyne na co musisz uważać, będąc właścicielem nawet wyszkolonego, myśliwskiego psa, to by nie stracić czujności, gdy pasja łowiecka poniesie gordona za daleko i kiedy zniknie Ci z oczu podążając za wypatrzoną leśną zwierzyną. Jednym z największych horrorów, jaki przeżywa właściciel, jest czekanie, czy pies wróci sam do niego, czy nie stała mu się krzywda, czy nie wpadnie we wnyki w nieznanym sobie miejscu, lub nie zastrzeli go jakiś wyrywny myśliwy.

Jeśli jesteś zbyt zapracowany, spędzasz mało czasu w domu, a po swoich zajęciach marzysz tylko o tym, aby położyć się do łóżka, albo jeśli jesteś po prostu leniwy- kup sobie obrazek z gordonem, lub fototapetę. Seterowi szkockiemu, który nie ma stałego kontaktu ze swoim panem, "pęknie serce", lub powodowany frustracją i nudą, zdemoluje Ci mieszkanie. Aby cieszyć się tak pięknym, majestatycznym psem, musisz dostosować swoje życie do jego natury. Jeśli to zrozumiesz, będziecie świetnie razem bawić się i spędzać wolny czas nad wodą, w lesie, na szkoleniu lub na wystawach. Gordon będzie wówczas Twoim wiernym towarzyszem i przyjacielem.

Jest jeszcze druga strona medalu owej psiej inteligencji. Gordon to bystry pies, który bardzo szybko wyłapie Twoją niekonsekwencję w wychowaniu i radośnie wykorzysta ją przeciwko Tobie. Nie daj się zatem zwieść pięknemu pyszczkowi. Jeśli w latach szczenięcych będziesz go za bardzo rozpieszczał, pozwalał na rzeczy, których nie zamierzasz tolerować, kiedy pies podrośnie (np. spanie w Twoim łóżku), Gordon owinie Cię wokół własnej łapki. Uwierz mi, że walka z dorosłym psem o miejsce w łóżku czy w Twoim fotelu, nie należy do rzeczy przyjemnych. Jeśli nie stać Cię na konsekwentne egzekwowanie prawidłowego zachowania, dorosły seter pokaże Ci swoją wyższość. Przejmie obowiązki przewodnika stada. Możesz mieć wówczas przechlapane.


Gordony to zrównoważone, inteligentne, wszechstronne psy przywiązane do jednej rodziny. Choć jego wygląd i postura może wzbudzać respekt w osobach postronnych, nie licz na to, że seter obroni Twoje mienie i Ciebie samego przed złodziejem i bandytą. Jak sporo ras pośród psów myśliwskich, został on stworzony na potrzeby ścisłej współpracy z człowiekiem. W tej rasie nie selekcjonowano i nie wzmacniano cech związanych z ciętością i agresją. Gordon to Twój przyjaciel i towarzysz zabaw, a nie stróż, czy broń na bandytów. Z tych samych powodów seter szkocki nie będzie prowodyrem ulicznych awantur z obcymi psami. W tej sytuacji Ty musisz być przygotowany, aby bronić swojego przyjaciela przed ewentualną agresją innych psów.

Dziękuję p. Agacie Witkowskiej z hodowli
gordonów BLACK IVY
za udostępnienie zdjęć ilustrujących powyższy tekst.


Wzorzec rasy


SETER SZKOCKI (GORDON) 

KRAJ POCHODZENIA: Wielka Brytania 
DATA PUBLIKACJI OBOWIĄZUJĄCEGO STANDARDU: 14.06.1987 
TŁUMACZENIE: Czesław Kurowski, Renata Czechowska 

PRZEZNACZENIE: 
Pies wystawiający 
KLASYFIKACJA FCI: 
Grupa 7 - Wyżły 
Sekcja 2 - Wyżły Brytyjskie; 2.2 - Setery. 
Wymagane próby pracy 


WYGLĄD OGÓLNY: 
Pies o szlachetnym wyrazie, budowy galopena, sylwetką przypominający silnego konia myśliwskiego - huntera. Harmonijnie i proporcjonalnie zbudowany. 

ZACHOWANIE I TEMPERAMENT: 
Inteligentny, pojętny, pełen godności. Śmiały, towarzyski, o usposobieniu przyjaznym i zrównoważonym. 

GŁOWA:  Raczej głęboka niż szeroka. Odległość od guza potylicznego do stopu nieco większa niż od stopu do nozdrzy. W okolicach oczu głowa powinna być sucha. Mózgowa część czaszki: Czaszka lekko zaokrąglona, najszersza pomiędzy uszami, pojemna, nieco dłuższa niż kufa. Guz potyliczny dobrze zaznaczony. 

Stop: Wyraźny. 

Twarzowa część czaszki: 
Nos: Duży, szeroki, czarny, o szeroko rozwartych nozdrzach. 
Kufa: Długa, o prawie równoległych liniach, nie spiczasta ani wąska. Głębokość kufy powinna być nieco mniejsza niż jej długość. 
Wargi: Niezbyt obwisłe, wyraźnie zarysowane. 
Szczęki/uzębienie: Szczęki mocne, o idealnym i kompletnym zgryzie nożycowym t.j. siekacze górne powinny ściśle pokrywać siekacze dolne. Zęby osadzone prostopadle do szczęk. 
Policzki: Na tyle mało wydatne, aby głowa sprawiała wrażenie suchej. 
Oczy: Ani zapadnięte ani zbyt wypukłe, osadzone dostatecznie głęboko pod łukami brwiowymi; o żywym, inteligentnym wyrazie. Powinny być ciemnobrązowe i lśniące. 
Uszy: Średniej wielkości, o delikatnej skórze. Osadzone nisko i przylegające do głowy. 

SZYJA: 
Długa, sucha, o łukowato wygiętej linii górnej, bez obwisłego podgardla. 


TUŁÓW: 
Umiarkowanej długości.
Lędźwie: Szerokie i lekko wysklepione. 
Klatka piersiowa: Głęboka lecz nie nazbyt szeroka. Żebra dobrze wysklepione, sięgające daleko ku tyłowi. 

OGON: 
Prosty lub lekko szablasty, nie sięgający poniżej stawu skokowego. Noszony poziomo lub poniżej linii grzbietu. Gruby u nasady i zwężający się stopniowo ku końcowi. Włosy pióra rozpoczynającego się u nasady ogona powinny być długie, proste i skracające się w kierunku jego końca. 


KOŃCZYNY: 
Kończyny przednie: mocne, o płaskich i prostych kościach. 
Łopatki: Łopatki długie i ukośnie ustawione daleko ku tyłowi, płaskie i dobrze związane w kłębie. Niepożądane zbyt ciężkie. 
Łokcie: Nisko osadzone pod tułowiem. 
Śródręcze: Ustawione pionowo do podłoża. 
Kończyny tylne: Od biodra do stawu skokowego długie, szerokie i umięśnione, zaś od stawu skokowego do stopy proste, krótkie i mocne. Miednica prawie pozioma. 
Stawy kolanowe: Dobrze kątowane. 
Stopy: Owalne, z dobrze wysklepionymi, zwartymi palcami. Pomiędzy palcami obficie owłosione. Opuszki dobrze rozwinięte, mocne. 
RUCH: 
Równy, miarowy, płynny i posuwisty, z silną akcją kończyn tylnych. 


SZATA: 
Włos: Na głowie, przedniej stronie kończyn i na końcach uszu powinien być krótki i delikatny. Na pozostałych partiach ciała średniej długości, płasko przylegający, nie kędzierzawy ani falisty. Frędzle na górnej części uszu długie i jedwabiste, z tyłu kończyn długie, delikatne i proste. Obfite owłosienie brzucha tworzy frędzle rozciągające się na przedpiersie i spodnią stronę szyi. Wszystkie frędzle nie powinny być faliste ani kędzierzawe. 
Umaszczenie: Smoliście czarne, lśniące, bez śladu rdzawego nalotu, z podpalaniem koloru dojrzałego kasztana. Dopuszczalne są czarne znaczenia wzdłuż palców i pod żuchwą. 
Podpalania: dwie wyraźne plamki nad oczami o średnicy nie przekraczającej 2 cm (3/4 ins); na bokach kufy podpalanie tworzy obwódkę otaczającą kufę, nie sięgającą jednak wyżej nasady nosa. Podpalania na gardle oraz dwie duże, wyraźnie odcinające się plamy na piersi. Podpalanie na wewnętrznej stronie ud rozciąga się na przednią część kolan i zachodzi na zewnętrzną powierzchnię tylnych kończyn od stawu skokowego do palców. Na kończynach przednich podpalanie sięga do łokci z tyłu i do nadgarstków lub nieco wyżej z przodu. Podpalanie wokół odbytu. 
Akceptowane są bardzo małe białe plamki na piersi. Wszelkie inne kolory poza wyżej wymienionymi są niedopuszczalne. 
WZROST: 
Wysokość w kłębie: 
psy: 66 cm (26 ins), 
suki: 62 cm (24,5 ins) 

MASA CIAŁA: 
psy: 29,5 kg (65 lbs), 
suki: 25,5 kg (56 lbs). 

WADY: 
Wszelkie odstępstwa od powyższego standardu powinny być uznawane za wady i oceniane w zależności od stopnia odchylenia. 

UWAGA: 
Samce muszą mieć normalnie rozwinięte dwa jądra umieszczone całkowicie w worku mosznowym.



sobota, 15 października 2011

Jak kontaktować się z hodowcą.


Wracam powoli do tematów ogólnych, związanych z hodowlą. Ostatnio, to znaczy bardzo dawno, bo w czerwcu, obiecałam Wam- w tym wpisie-, że przedstawię zagadnienia związane z pierwszym kontaktem z hodowcą oraz czego możecie od hodowcy oczekiwać, a czego nie powiniście się po nim spodziewać. Napiszę też, gdzie kończy się moim zdaniem granica interwencji hodowcy i wsadzania jego nosa w Wasze prywatne sprawy.


Niekiedy na forach czytuję, że jakiś hodowca nie wzbudził czyjegoś zaufania, ponieważ zadawał za mało pytań. Pytający odczytał to, jako brak zainteresowania się, w jakie ręce trafia szczenię. Uwierzcie, że upierdliwy hodowca jest dużo gorszy od takiego, co rzekomo zadaje za mało pytań. Znam pewną panią, która potrafiła latami wpadać z niezapowiedzianą wizytą do właścicieli swoich dorosłych już szczeniąt. Naloty owe skutkowały niejednokrotnie próbą odebrania psa, gdy hodowca stwierdził (wg własnych subiektywnych kryteriów), że pies ma złą opiekę, czy nieprawidłowe warunki. Gdybym nie znała owej pani, może bym uznała, że to chwalebny proceder. Niestety, sporo takich interwencji było obiektywnie nieuzasadnionych.


W kwestii owego zadawania pytań przez hodowców odpowiem, że ja osobiście nauczyłam się czytać między wierszami i zadawać tak pytania, aby nie naruszyć prywatności klienta. Nie chcę bowiem dostać pewnego pięknego dnia na maila odpowiedź „a co cię to babo obchodzi ile zarabiam i gdzie pracuję...!”. Zadając pytania neutralne o oczekiwania w stosunku do pieska, o planach związanych z organizacją mu czasu, wszystkiego czego potrzebuję, dowiaduję się spomiędzy wierszy. Wszak nie jest istotna kwota zarobków, a to, czy człowieka będzie stać na utrzymanie psa. Tak samo, jak nie interesuje mnie czyjś zawód, a jedynie to, czy będzie miał czas dla zwierzęcia. Na szczegółowe rozmowy pozwalam sobie jedynie z zaprzyjaźnionymi już klientami i to po odbiorze pieska.


Jak zagaić do hodowcy?- to często stawiane na forach pytanie. W związku z tym powstało wiele hm... formularzy-gotowców, jakie podsyłają nam ludzie. Jeśli te pytania wplecione są w treść, to pół biedy, ale wierzcie mi, że nie ma nic bardziej irytującego, kiedy ktoś bez przedstawienia się i bez dzień dobry na wstepie, wysyła wypunktowaną listę pytań w tym większość takich, na które odpowiedź znajdzie na stronie internetowej hodowli. Część pytań z owych gotowych formularzy jest tak dziwna, że nie wiadomo, co i jak odpowiedzieć.

Szanujmy się wzajemnie i swój czas. Dzisiaj już niemal każda poważna hodowla inwestuje w strony internetowe. Przejrzyjcie najpierw wszystkie dostępne informacje, jakie podaje hodowca, aby nie powielać pytań o badania, o imię matki, ojca i ich wyniki na wystawach, etc. Forma w jakiej wysyła się zapytanie, powinna być taka, jak pierwszy kontakt z każdym nieznajomym człowiekiem. Hodowca bardzo mile potraktuje list, gdzie piszący chociaż  krótko (na tyle, na ile uważa za stosowne) przedstawi się, opisze swoją sytuację i oczekiwania względem szczenięcia. W ogóle można pisać o wszystkim, byle cokolwiek napisać, aby hodowca zorientował się, z kim ma do czynienia.
A potem macie prawo pytać o to, co Wam na myśl przyjdzie. Jeśli hodowca nie odpowiada, lub wykazuje zniecierpliwienie, to sobie podarujcie. Hodowca, w moim przekonianiu oczywiście, nie powinien ograniczyć się tylko do roli sprzedawcy. Jeśli przed zakupem pieska Was lekceważy, to możecie być pewni, że nie uzyskacie wsparcia czy pomocy po odbiorze szczenięcia, jeśli zajdzie taka konieczność. Wsparcie to ważna rzecz. Większość z niego nie korzysta, ale sama świadomość, że można zwrócić się w każdej chwili do hodowcy dodaje otuchy, szczególnie początkującym właścicielom.

Spotkałam się z reakcją niektórych młodych hodowców, którym już lekko palma odbiła, bo wygrali kilka wystaw i znaleźli się na jakiś czas w centrum zainteresowania (tak, w tym środowisku też można mieć swoje 5 minut i stać się „gwiazdą”), że lekceważą i nie odpowiadają na maile, gdy ktoś pyta przy pierwszym kontakcie o cenę szczenięcia. To bez sensu. Cena jest podstawową informacją, jaką powinien uzyskać nabywca. Po co mamy marnować swój czas na korespondencję, skoro z góry wiadomo, że transakcja nie zakończy się sukcesem z powodu nieakceptacji ceny?


A skoro już jesteśmy przy cenach. Targowanie się z hodowcą jest bardzo źle widziane. Pies to  nie jest mebel, czy przedmiot. To Wasz przyszły przyjaciel. Jeśli uważacie, że hodowca zawyżył cenę, lub że nie możecie wydać tyle pieniędzy, ile chce on za swoją pracę, po prostu poszukajcie tańszej hodowli. Hodowcy ustalają ceny na podstawie kosztów, jakie ponieśli. Niekiedy wyższa cena spowodowana jest kosztami zagranicznego krycia, a czasem to zwykły tupet i chęć zarobienia na modnej rasie. Tu trzeba mieć już trochę wiedzy i jeszcze więcej intuicji, aby wyczuć hodowcę-cwaniaka. Czasem wygórowana cena jest elementem filozofii hodowcy, który z wielu względów, niekoniecznie prawdziwych, uważa się za lepszego od innych. Ja osobiście bałabym się tego typu strategii. Bardziej sobie cenię biedniejszych nabywców, którzy uciułali grosz do grosza, aby spełnić swoje marzenie, niż szastających pieniędzmi bogaczy, co pozwalają sobie na realizację każdego kaprysu, jaki tylko przyjdzie im do głowy. A im bardziej kaprys droższy, tym lepsze samopoczucie takiego nabywcy.


 Pamiętajcie o jednej ważnej rzeczy. Najpierw poszukujący hodowli, czyli przyszły nabywca, dokonuje wyboru i akceptuje danego hodowcę lub nie. Hodowca zatem nie powinien zachowywać się, jakby robił Wam łaskę, że zgadza się sprzedać Wam pieska. Łaski też nie ma co robić hodowcy, że się wybrało właśnie jego, bo ma on też możliwość odrzucenia nabywcy i to bez podania przyczyny. Czasem przyczyną jest właśnie arogancja potencjalnego klienta. Wszystko to piszę z autopsji, gdyż przydarzyło mi się kiedyś dostać „łaskawy list” i wierzcie mi, że trudno jest zachować klasę w tego typu przypadkach i nie wpaść w furię. Łaskawców zatem z góry pod uwagę nie biorę. A że hodowcy robią łaskę, wiem to z forów internetowych, które niekiedy przeglądam i często za głowę się łapię. Hodowców- łaskawców też radzę omijać z daleka. Są to zazwyczaj niedojrzali emocjonalnie ludzie, lub już tacy zmanierowani i przekonani o własnej wielkości, że nic tylko do nóg paść i kurz omiatać spod ich stóp. Nie wiem, jak innych, ale mnie tacy ludzie irytują.

Jedną z drażliwych i delikatnych spraw jest kontakt z dziećmi i nastolatkami w kwestii możliwości nabycia psa. Nie wysyłajcie swoich dzieci i nie każcie im załatwić wstępnie tego rodzaju transakcji. Dzieci nie są poważnie traktowane przez hodowców z wielu powodów. Po pierwsze, dzieci i nastolatki często kłamią i kombinują. Nawet jeśli to, co robi Wasze dziecko jest Wam znane i przez Was popierane, ja w oparciu o własne doświadczenia, nie mam zaufania do dzieci. Owszem, odpowiem na e-mail, na pytania, ale z góry zakładam (i zawsze w stu procenach prawidłowo), że z tej mąki chleba nie będzie. Nastolatki potrafią już uciułać sobie z kieszonkowego pieniążki na wymarzonego psa i są gotowe postawić rodziców, którzy kategorycznie wyrażają sprzeciw, przed faktem dokonanym. Jakiś czas temu prowadziłam uprzejmą, acz stanowczą dyskusję z pewnym młodym człowiekiem, który próbował potajemnie kupić psa, podczas gdy jego mama miała na psy silną alergię i nie zgadzała się na ich obecność. Wyciągnęłam z niego tę informacje dopiero w czwartym, czy piątym mailu usiłując dociec, czemu chce goldena trzymać w ogrodzie w kojcu, a nie w domu. Uwierzcie mi, że pomysłowość nastolatków i młodszych dzieci nie zna granic w próbach zdobycia czegoś, na czym bardzo im zależy.


Jeśli już wybierzecie hodowlę, odbierzecie pieska, pamiętajcie, że niezależnie od tego, co obiecaliście hodowcy, to jest Wasz pies, Wy o nim decydujecie i w stu procentach ponosicie za swoje decyzje odpowiedzialność. Myślę tutaj o takich sytuacjach, kiedy świadomie lub nie deklarowaliście, że będziecie np. wystawiać swojego pieska, a czas zweryfikował te plany. Hodowca wybrał dla Was najlepiej rokujące szczenię, a nie spełniliście jego oczekiwań. Jeśli nie podpisaliście umowy nakazującej Wam udział w wystawach (ja bym to odradzała), hodowca powinien wykazać się wyrozumiałością, mimo, że może być rozczarowany. Doświadczony hodowca wie, że tylko część deklarujących tego typu aktywność, rzeczywiście spełnia swoją obietnicę.
Jedyna rzecz, jaka nie podlega wyrozumiałości hodowcy (a mojej w szczególności), to rozmnażanie przez Was rodowodowych psów bez uprawnień hodowlanych. Jesteśmy na to uczuleni i tępimy ów proceder, mimo, że prawo tego nie zabrania i teoretycznie nic Wam nie możemy zrobić. W ogromnej większości przypadków psy z metryką przejdą podstawowe kwalifikacje hodowlane, zatem jeśli ktoś chce mieć od nich potomstwo, nic nie stoi na przeszkodzie, by kwalifikacje zdobyć. Jeśli nie przejdzie weryfikacji hodowlanej, to oznacza, że absolutnie nie powinien posiadać potomstwa ze względu na jego i swoje dobro.

Kwestia umowy. Taki najbardziej neutralny i podstawowy wzór, zgodny z wytycznymi Związku Kynologicznego, zamieściłam przy okazji odbioru szczeniąt TUTAJ. Wiem, że moje koleżanki i koledzy hodowcy zawierają w umowach najdziwniejsze punkty, które mocno ograniczają nabywcę. To Wasza sprawa, na jaką umowę się zgadzacie i co podpisujecie, ale powinniście wiedzieć, że nie jest to normalne. Kiedyś zadzwoniła do mnie o pieska pewna osoba i zaczęła wymieniać stan swojego posiadania. W końcu udało mi się dociec przyczyny. Otóż ostatnia umowa, jaką podpisywała w kwestii kupna psa, zawierała punkty o konieczności posiadania domu z ogrodem i auta z klimatyzacją. Były tam i inne, mocno absurdalne paragrafy, mające niby na celu zapewnienie psu komfortu w życiu. Zastanówcie się, jaki komfort życiowy ma pies, który siedzi i nudzi się w ogrodzie, bo jego właściciel uważa, że jak pies ma wybieg, to nie musi chodzić na spacery? Od wielu lat jestem właścicielką kilku psów. Nigdy nie miałam auta z klimatyzacją. Rozsądny właściciel tak planuje podróże z psami, aby jazda autem z nimi była bezpieczna.
Dom z ogrodem, auto z klimatyzacją, basen w ogródku są mile widziane, ale najważniejszy jest człowiek i czas, jaki może on poświęcić swojemu psu.

piątek, 16 września 2011

Pożegnanie ostatniego pieska.

Pożegnanie z ostatnim szczeniaczkiem przeżywa się najbardziej. Z racji tego, że nie ma on towarzystwa rodzeństwa, aby nie był większość czasu zupełnie sam, zajmujemy się nim w pełnym wymiarze godzin, traktując go, jak członka naszego stada. Siłą rzeczy zarówno my, jak i piesek przywiązuje się do nas, poznaje reguły panujące w domu, uczy się nie tylko nowych umiejętności, ale przede wszystkim traktuje nas, jak swoich właścicieli, a my jego jak naszego własnego pieska. Dlatego takie rozstania są bolesne. Dla obu stron.
Jest jednak optymistyczna strona tych rozstań. Goldeny nie są psami jednego właściciela, kochają wszystkich ludzi miłością absolutną, szybko się przywiązują do nowych właścicieli. To sprawia, że nie ma jakiejś reguły i ramy czasowych, kiedy piesek powinien iść do nowego domu. Golden w każdym wieku, nawet jako dorosły, pokocha nowego właściciela. Nie są to psy dla ludzi, którzy aby połechtać swoje ego, potrzebują, by pies tylko i wyłącznie ich uwielbiał . To pieski dla osób, którym nie przeszkadza, że on "zdradzi ich" czasem z sąsiadem, przypadkowym przechodniem, czy z Heńkiem z warsztatu.

A my, cóż... Trochę nie możemy sobie znaleźć miejsca, gdyż odpadła nam lwia część roboty, którą wykonywaliśmy przez dwa minione miesiące. Trochę odetchniemy, ogarniemy się i na pewno wymyślę coś, co zatka ową pustkę. Z resztą na gospodarstwie roboty nie brakuje, a nawet jest tych zaległych spraw tyle, że nie wiadomo, w co ręce najpierw włożyć .

Zobaczcie, jak Helter Skelter poczynał sobie ostatnimi dniami u nas w oczekiwaniu na Swoich Ludzi:

W gabinecie czasem pozwalał mi na skupienie się przy pracy na komputerze i robił sobie przerwy w szalonej zabawie, gdzie trzeba było w niej uczestniczyć, aby zadbać o bezpieczeństwo pieska.

Wieczorami uczestniczył w życiu domowników.
Tu przygląda się, jak robię kolację.
Automat w aparacie zmienia efekt czerwonych oczu na błękitny.
Upiornie nienaturalnie wygląda to u brązowookich goldenów.
Ale to pysio jest i tak cudne

A to moje ulubione zdjęcie.
Ta mina sugerująca smuteczek jest spowodowana totalnym zmęczeniem. 
Ubawiony Skelterek poszedł zaraz spać.

Codziennie obwąchiwał wszystkie kąty


Fascynację wodą ma po mamie, która będąc w tym wieku,
 również namiętnie pluskała się w misce z wodą.

Czasem miał dość lampy błyskowej w aparacie :-)

Ale sesję znosił dzielnie.

Uwielbiał nasze domowe dziury.




Podusia wielofunkcyjna służyła zarówno do zabawy, jak i do odpoczynku.

Czasem tata Jaskier był łaskawy i pozwalał małemu przytulić się do siebie. Mały łobuziak wykorzystywał tę chwilę, bo przecież długo na miejscu taki "owsik" spokojnie nie poleży i zaczynał dokuczać tacie, ciągnąc go za ogon. Wtedy Jaskier ochrzaniał młodego.


Nastało piękne słoneczne środowe popołudnie, kiedy właściciele Skelterka przyjechali zabrać go do swojego domu.

Ostatnie mizianki z nami i pożegnanie ulubionych miejsc.



Dziura we wrotach fascynowała Skelterka od dawna.
Była dla niego przejściem do  nieznanego świata- Wielkiej Zarupieconej Stodoły.
To czerwone to jakaś stara farba, nie krew :-)





Cudne, nie? :-)))




Chowaj się i rośnij zdrowo, będziemy o Tobie pamiętać, tak jak pamiętamy każde szczenię wychodzące spod naszych rąk . A może los pozwoli, że jeszcze się kiedyś zobaczymy?

Na tym kończą się tegoroczne sprawozdania z kojczyka, ale nie znaczy to zamknięcie bloga. Zaglądajcie tutaj czasem. Będę wprawdzie już rzadziej, ale nadal poruszała tematy ogólnie związane z kynologią. Będzie trochę "filozofii" kynologicznej, porad, rozwiązywania problemów, sporów i tematów budzących emocje czy kontrowersje. Mam nadzieję, że zrealizuję też pierwotne zamierzenie opowiedzenia Wam piórem hodowców o innych rasach.