Wracam powoli do tematów ogólnych, związanych z hodowlą.
Ostatnio, to znaczy bardzo dawno, bo w czerwcu, obiecałam Wam-
w tym wpisie-,
że przedstawię zagadnienia związane z pierwszym kontaktem z hodowcą oraz czego
możecie od hodowcy oczekiwać, a czego nie powiniście się po nim spodziewać.
Napiszę też, gdzie kończy się moim zdaniem granica interwencji hodowcy i
wsadzania jego nosa w Wasze prywatne sprawy.
Niekiedy na forach czytuję, że jakiś hodowca nie wzbudził
czyjegoś zaufania, ponieważ zadawał za mało pytań. Pytający odczytał to, jako
brak zainteresowania się, w jakie ręce trafia szczenię. Uwierzcie, że
upierdliwy hodowca jest dużo gorszy od takiego, co rzekomo zadaje za mało
pytań. Znam pewną panią, która potrafiła latami wpadać z niezapowiedzianą wizytą
do właścicieli swoich dorosłych już szczeniąt. Naloty owe skutkowały
niejednokrotnie próbą odebrania psa, gdy hodowca stwierdził (wg własnych
subiektywnych kryteriów), że pies ma złą opiekę, czy nieprawidłowe warunki.
Gdybym nie znała owej pani, może bym uznała, że to chwalebny proceder.
Niestety, sporo takich interwencji było obiektywnie nieuzasadnionych.
W kwestii owego zadawania pytań przez hodowców odpowiem, że
ja osobiście nauczyłam się czytać między wierszami i zadawać tak pytania, aby
nie naruszyć prywatności klienta. Nie chcę bowiem dostać pewnego pięknego dnia
na maila odpowiedź „a co cię to babo obchodzi ile zarabiam i gdzie
pracuję...!”. Zadając pytania neutralne o oczekiwania w stosunku do pieska, o
planach związanych z organizacją mu czasu, wszystkiego czego potrzebuję,
dowiaduję się spomiędzy wierszy. Wszak nie jest istotna kwota zarobków, a to,
czy człowieka będzie stać na utrzymanie psa. Tak samo, jak nie interesuje mnie
czyjś zawód, a jedynie to, czy będzie miał czas dla zwierzęcia. Na szczegółowe
rozmowy pozwalam sobie jedynie z zaprzyjaźnionymi już klientami i to po
odbiorze pieska.
Jak zagaić do hodowcy?- to często stawiane na forach
pytanie. W związku z tym powstało wiele hm... formularzy-gotowców, jakie
podsyłają nam ludzie. Jeśli te pytania wplecione są w treść, to pół biedy, ale
wierzcie mi, że nie ma nic bardziej irytującego, kiedy ktoś bez przedstawienia
się i bez dzień dobry na wstepie, wysyła wypunktowaną listę pytań w tym
większość takich, na które odpowiedź znajdzie na stronie internetowej hodowli.
Część pytań z owych gotowych formularzy jest tak dziwna, że nie wiadomo, co i
jak odpowiedzieć.
Szanujmy się wzajemnie i swój czas. Dzisiaj już niemal każda
poważna hodowla inwestuje w strony internetowe. Przejrzyjcie najpierw wszystkie
dostępne informacje, jakie podaje hodowca, aby nie powielać pytań o badania, o
imię matki, ojca i ich wyniki na wystawach, etc. Forma w jakiej wysyła się
zapytanie, powinna być taka, jak pierwszy kontakt z każdym nieznajomym
człowiekiem. Hodowca bardzo mile potraktuje list, gdzie piszący chociaż krótko (na tyle, na ile uważa za stosowne)
przedstawi się, opisze swoją sytuację i oczekiwania względem szczenięcia. W
ogóle można pisać o wszystkim, byle cokolwiek napisać, aby hodowca zorientował
się, z kim ma do czynienia.
A potem macie prawo pytać o to, co Wam na myśl przyjdzie.
Jeśli hodowca nie odpowiada, lub wykazuje zniecierpliwienie, to sobie
podarujcie. Hodowca, w moim przekonianiu oczywiście, nie powinien ograniczyć
się tylko do roli sprzedawcy. Jeśli przed zakupem pieska Was lekceważy, to
możecie być pewni, że nie uzyskacie wsparcia czy pomocy po odbiorze
szczenięcia, jeśli zajdzie taka konieczność. Wsparcie to ważna rzecz. Większość
z niego nie korzysta, ale sama świadomość, że można zwrócić się w każdej chwili
do hodowcy dodaje otuchy, szczególnie początkującym właścicielom.
Spotkałam się z reakcją niektórych młodych hodowców, którym
już lekko palma odbiła, bo wygrali kilka wystaw i znaleźli się na jakiś czas w
centrum zainteresowania (tak, w tym środowisku też można mieć swoje 5 minut i
stać się „gwiazdą”), że lekceważą i nie odpowiadają na maile, gdy ktoś pyta
przy pierwszym kontakcie o cenę szczenięcia. To bez sensu. Cena jest podstawową
informacją, jaką powinien uzyskać nabywca. Po co mamy marnować swój czas na
korespondencję, skoro z góry wiadomo, że transakcja nie zakończy się sukcesem z
powodu nieakceptacji ceny?
A skoro już jesteśmy przy cenach. Targowanie się z hodowcą
jest bardzo źle widziane. Pies to nie
jest mebel, czy przedmiot. To Wasz przyszły przyjaciel. Jeśli uważacie, że
hodowca zawyżył cenę, lub że nie możecie wydać tyle pieniędzy, ile chce on za
swoją pracę, po prostu poszukajcie tańszej hodowli. Hodowcy ustalają ceny na
podstawie kosztów, jakie ponieśli. Niekiedy wyższa cena spowodowana jest
kosztami zagranicznego krycia, a czasem to zwykły tupet i chęć zarobienia na
modnej rasie. Tu trzeba mieć już trochę wiedzy i jeszcze więcej intuicji, aby
wyczuć hodowcę-cwaniaka. Czasem wygórowana cena jest elementem filozofii hodowcy,
który z wielu względów, niekoniecznie prawdziwych, uważa się za lepszego od
innych. Ja osobiście bałabym się tego typu strategii. Bardziej sobie cenię
biedniejszych nabywców, którzy uciułali grosz do grosza, aby spełnić swoje
marzenie, niż szastających pieniędzmi bogaczy, co pozwalają sobie na realizację
każdego kaprysu, jaki tylko przyjdzie im do głowy. A im bardziej kaprys
droższy, tym lepsze samopoczucie takiego nabywcy.
Pamiętajcie o jednej ważnej rzeczy. Najpierw poszukujący
hodowli, czyli przyszły nabywca, dokonuje wyboru i akceptuje danego hodowcę lub
nie. Hodowca zatem nie powinien zachowywać się, jakby robił Wam łaskę, że
zgadza się sprzedać Wam pieska. Łaski też nie ma co robić hodowcy, że się
wybrało właśnie jego, bo ma on też możliwość odrzucenia nabywcy i to bez
podania przyczyny. Czasem przyczyną jest właśnie arogancja potencjalnego
klienta. Wszystko to piszę z autopsji, gdyż przydarzyło mi się kiedyś dostać
„łaskawy list” i wierzcie mi, że trudno jest zachować klasę w tego typu
przypadkach i nie wpaść w furię. Łaskawców zatem z góry pod uwagę nie biorę. A
że hodowcy robią łaskę, wiem to z forów internetowych, które niekiedy
przeglądam i często za głowę się łapię. Hodowców- łaskawców też radzę omijać z
daleka. Są to zazwyczaj niedojrzali emocjonalnie ludzie, lub już tacy
zmanierowani i przekonani o własnej wielkości, że nic tylko do nóg paść i kurz
omiatać spod ich stóp. Nie wiem, jak innych, ale mnie tacy ludzie irytują.
Jedną z drażliwych i delikatnych spraw jest kontakt z
dziećmi i nastolatkami w kwestii możliwości nabycia psa. Nie wysyłajcie swoich
dzieci i nie każcie im załatwić wstępnie tego rodzaju transakcji. Dzieci nie są
poważnie traktowane przez hodowców z wielu powodów. Po pierwsze, dzieci i
nastolatki często kłamią i kombinują. Nawet jeśli to, co robi Wasze dziecko
jest Wam znane i przez Was popierane, ja w oparciu o własne doświadczenia, nie
mam zaufania do dzieci. Owszem, odpowiem na e-mail, na pytania, ale z góry
zakładam (i zawsze w stu procenach prawidłowo), że z tej mąki chleba nie
będzie. Nastolatki potrafią już uciułać sobie z kieszonkowego pieniążki na
wymarzonego psa i są gotowe postawić rodziców, którzy kategorycznie wyrażają
sprzeciw, przed faktem dokonanym. Jakiś czas temu prowadziłam uprzejmą, acz
stanowczą dyskusję z pewnym młodym człowiekiem, który próbował potajemnie kupić
psa, podczas gdy jego mama miała na psy silną alergię i nie zgadzała się na ich
obecność. Wyciągnęłam z niego tę informacje dopiero w czwartym, czy piątym
mailu usiłując dociec, czemu chce goldena trzymać w ogrodzie w kojcu, a nie w
domu. Uwierzcie mi, że pomysłowość nastolatków i młodszych dzieci nie zna
granic w próbach zdobycia czegoś, na czym bardzo im zależy.
Jeśli już wybierzecie hodowlę, odbierzecie pieska,
pamiętajcie, że niezależnie od tego, co obiecaliście hodowcy, to jest Wasz
pies, Wy o nim decydujecie i w stu procentach ponosicie za swoje decyzje
odpowiedzialność. Myślę tutaj o takich sytuacjach, kiedy świadomie lub nie
deklarowaliście, że będziecie np. wystawiać swojego pieska, a czas zweryfikował
te plany. Hodowca wybrał dla Was najlepiej rokujące szczenię, a nie
spełniliście jego oczekiwań. Jeśli nie podpisaliście umowy nakazującej Wam
udział w wystawach (ja bym to odradzała), hodowca powinien wykazać się
wyrozumiałością, mimo, że może być rozczarowany. Doświadczony hodowca wie, że tylko część deklarujących tego
typu aktywność, rzeczywiście spełnia swoją obietnicę.
Jedyna rzecz, jaka nie podlega wyrozumiałości hodowcy (a
mojej w szczególności), to rozmnażanie przez Was rodowodowych psów bez
uprawnień hodowlanych. Jesteśmy na to uczuleni i tępimy ów proceder, mimo, że
prawo tego nie zabrania i teoretycznie nic Wam nie możemy zrobić. W ogromnej
większości przypadków psy z metryką przejdą podstawowe kwalifikacje hodowlane,
zatem jeśli ktoś chce mieć od nich potomstwo, nic nie stoi na przeszkodzie, by
kwalifikacje zdobyć. Jeśli nie przejdzie weryfikacji hodowlanej, to oznacza, że
absolutnie nie powinien posiadać potomstwa ze względu na jego i swoje dobro.
Kwestia umowy. Taki najbardziej neutralny i podstawowy wzór,
zgodny z wytycznymi Związku Kynologicznego, zamieściłam przy okazji odbioru
szczeniąt
TUTAJ. Wiem, że moje koleżanki i koledzy hodowcy zawierają w umowach
najdziwniejsze punkty, które mocno ograniczają nabywcę. To Wasza sprawa, na
jaką umowę się zgadzacie i co podpisujecie, ale powinniście wiedzieć, że nie
jest to normalne. Kiedyś zadzwoniła do mnie o pieska pewna osoba i zaczęła
wymieniać stan swojego posiadania. W końcu udało mi się dociec przyczyny. Otóż
ostatnia umowa, jaką podpisywała w kwestii kupna psa, zawierała punkty o
konieczności posiadania domu z ogrodem i auta z klimatyzacją. Były tam i inne,
mocno absurdalne paragrafy, mające niby na celu zapewnienie psu komfortu w
życiu. Zastanówcie się, jaki komfort życiowy ma pies, który siedzi i nudzi się
w ogrodzie, bo jego właściciel uważa, że jak pies ma wybieg, to nie musi
chodzić na spacery? Od wielu lat jestem właścicielką kilku psów. Nigdy nie
miałam auta z klimatyzacją. Rozsądny właściciel tak planuje podróże z psami,
aby jazda autem z nimi była bezpieczna.
Dom z ogrodem, auto z klimatyzacją, basen w ogródku są mile
widziane, ale najważniejszy jest człowiek i czas, jaki może on poświęcić
swojemu psu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz