Pewnego razu zadzwonił do mnie pewien człowiek i zapytał,
jak to jest z przeżywalnością szczeniąt w hodowli? Zupełnym przypadkiem nabył
szczenię, którego historię poznał dopiero później. Przestraszyło go to, że w
miocie, gdzie była jego suczka, urodziły się dwa martwe szczenięta.
-Pani to chyba jest dobrym hodowcą, bo na karcie miotu
zaznaczone jest, że wszystkie szczenięta przeżyły.
Bardzo mile połechtał mnie komplement zaliczający mnie do
dobrych hodowców, jednak nie ma to nic wspólnego z przeżywalnością szczeniąt.
No, prawie nic.
Zwierzęta to nie są maszyny, a żywe stworzenia. To naprawdę
ogromny wysiłek sprowadzić maluchy na świat oraz tak objąć opieką, aby
właściciele odebrali je w ósmym tygodniu w dobrej kondycji i w zdrowiu. W hodowli
na każdym etapie może dojść do nieprzewidzianych splotów wypadków, które mogą
doprowadzić do śmierci szczenięcia niezależnie od tego, czy hodowca jest dobry,
czy zły. Oczywiście, są mniej uważni hodowcy- nieświadomi, niedouczeni, lub po
prostu beztroscy, którzy przez własne zaniedbania zwiększają ryzyko śmierci
malucha, lub nie potrafią mu pomóc.
Niezależnie od tego, czy jest się dobrym, czy złym hodowcą,
nie mamy wpływu na pewne rzeczy związane z fizjologią psa. Jeśli suka zbiera
się do porodu i wszystko wydaje się być w porządku, nie ma sensu, aby
towarzyszył nam weterynarz, który powoduje u suk stres na tyle duży, że może
ona nawet przerwać akcję porodową. Jeśli suka nie może urodzić, a hodowca nie
zdaje sobie z tego sprawy i nie pomaga lub nie prosi o pomoc, rzeczywiście o
tragedię nie jest trudno. Jeśli jednak wszystko wydaje się być w porządku, a
suka rodzi martwe szczenię, ponieważ zbyt wcześnie oderwało się od łożyska i po
prostu udusiło się w drogach rodnych, nie mamy na to wpływu. Czasem można z
dobrym skutkiem podjąć akcję reanimacyjną i zawsze to robimy, ale efekt zależy
od czasu, jak długo szczenię pozbawione łożyska przebywało w drogach rodnych.
W ciągu 10 lat i odchowanych ośmiu miotów straciliśmy w ten
sposób dwa szczenięta- jednego pieska i jedną suczkę. Kilkukrotnie udało nam
się z powodzeniem przywrócić do życia podduszone szczenię bez żadnych
późniejszych konsekwencji dla małego organizmu. Na szczęście los do tej pory
oszczędził nam utraty szczeniąt w trakcie odchowu, jednak to są częste wypadki
i naprawdę stanowią kwestię prawdopodobieństwa. Wszystko zatem pewnie przed
nami.
|
Szczenię jednodniowe |
Na wczesnym etapie życia mogą ujawnić się wady genetyczne
zagrażające życiu szczenięcia. Jestem pewna, że wielką tragedią jest utrata
malucha, kiedy już bezpiecznie został sprowadzony na świat. Jednak dobrze, że
szczenięta takie umierają w hodowli. Kiedy właściciel odbiera ośmiotygodniowe
szczenię, jest niewielkie prawdopodobieństwo, że maluch ma genetyczną wadę
zagrażającą jego życiu. Prawdopodobieństwo takie natomiast jest całkiem spore w
hodowli i los takiego maluszka rozstrzyga się właśnie w pierwszych tygodniach
jego życia. Może się zatem zdarzyć, że maluch ma bardzo poważną wadę serca,
układu pokarmowego, która ujawni się podczas tego najbardziej intensywnego
wzrostu.
Wad genetycznych jest bez liku. Taka śmierć, choć
niejednokrotnie załamująca dla drobnego hodowcy, jest naturalna.
|
Śpią zmęczone zabawą :-) |
Jest kilka newralgicznych wydarzeń w hodowli, kiedy
rozstrzygają się losy szczeniąt i wady się ujawniają. Jednym z takich momentów
jest przejście szczeniąt na pokarm stały, co rozpoczyna się około 3 tygodnia
życia. Może się bowiem okazać, że póki maluch pił mleko, wada układu
pokarmowego się nie ujawniła. Może zdarzyć się też sytuacja odwrotna. Szczenię
może mieć wadę układu ssącego, który nigdy więcej mu nie będzie w życiu
potrzebny i nie dożyć momentu przejścia na bezpieczny dla niego pokarm stały.
To jest okropna tragedia, ponieważ taki maluch mógłby normalnie i w zdrowiu
dożyć późnej starości.
Nie mamy żadnego wpływu na wady genetyczne, które w
większosci przypadków są incydentalne i przypadkowe, a zatem śmierć szczenięcia
nie świadczy tym samym o winie hodowcy. Oczywiście, nie dotyczy to przypadków,
kiedy hodowca wie, że dana wada występuje w konkretnej linii hodowlanej, lub ujawniła
się wcześniej w ponadprzeciętnym wymiarze, a mimo to nadal rozmnaża tę samą
parę zwierząt. Szczeniąt z wadami genetycznymi, nie ratuje się za wszelką cenę,
ze względu na dobro i kondycję całej rasy. Nie robimy operacji na otwartym
sercu, przetaczania krwi, rekonstrukcji wadliwie zbudowanych fragmentów
przewodu pokarmowego, czyli tego wszystkiego, co robi się u ludzkich
noworodków.
W hodowli czasem tak po prostu godzimy się na śmierć dla
dobra rasy i w interesie przyszłych właścicieli.
Czasem hodowcy tracą szczenięta z własnej winy. Jak to w
życiu bywa, niekiedy decyduje nieszczęśliwy zbieg okoliczności, który również
nie zawsze świadczy o tym, czy ktoś jest dobrym, czy złym hodowcą. Jesteśmy
tylko ludźmi i możemy czasem podjąć złą decyzję. Miałam do tej pory wielkie
szczęście, że zawsze w tych nielicznych przypadkach, jakie mi się przytrafiły,
podejmowałam dobre decyzje. Ogromnym stresem i wyzwaniem było dla mnie
sprowadzenie na świat ostatniego miotu maluchów w lipcu zeszłego roku. Miałam
bardzo złe przeczucia co do przedłużającego się terminu wyszczenienia i
podjęłam decyzję o zabraniu suczki na cesarskie cięcie. Okazało się, że suczka
miała skręt macicy i nie dosyć, że sama by nie urodziła, to jeszcze maluchy
oraz ona skazane byłyby na śmierć, gdyby nie ludzka interwencja. Przyczyna
skrętu mogła być i pewnie była banalna, bo swój pierwszy miot suczka urodziła
naturalnie. Wierzgające w brzuszku maluchy, lub tarzanie się na grzbiecie,
czego nie sposób jej oduczyć nawet w wysokiej ciąży, albo zupełnie nieznany
przypadek sprawił, że tak właśnie się stało. Cesarka jest oczywiście zabiegiem
standardowym w hodowli. Przeżyłam ją mocno, bo to była nasza pierwsza.
Niestety, nie każdy ma tyle szczęścia, aby na czas podjąć tę
dobrą decyzję i czasem dochodzi do utraty szczeniąt, której można było uniknąć.
Prócz wad, szczenięta umierają w hodowlach na skutek
przywleczonych z zewnątrz wirusów. Również nie do końca świadczy to o hodowcy,
ponieważ wiele zależy od przypadku. Hodowca przez 8 tygodni musi coś jeść i
bywać poza swoim domem. Wirusa można przynieść na butach. Obowiązuje całkowity
zakaz wchodzenia obcym osobom do szczeniąt do 5 tygodnia życia oraz absolutny
zakaz dotykania szczeniąt do czasu szczepień. A i potem zaleca się sporo
ostrożności, póki malec nie uzyska odporności. Hodowcy przestrzegają zmiany
obuwia i całego ubrania po przyjściu do domu i przy kontakcie z maluchami.
Na czas odchowu nie powinny w domu przebywać obce psy, nawet
te najbardziej zadbane. Są one nosicielami wirusów, które zbierają po ulicach i
łąkach. Same nie chorują, ale bakcyle przenoszą. Teoretycznie szczenięta mają
jakąś szczątkową odporność zdobytą poprzez mleko matki i silne, zdrowe malce, w
zetknięciu z niewielką liczbą bakterii czy wirusów, mogą dać sobie radę, jednak
nie należy na to liczyć. Lepiej jest zapobiegać i nie stwarzać okazji.
Szczenięta mogą w hodowli ulec rozmaitym wypadkom. Włos mi
się czasem jeży na głowie, kiedy słyszę, że: szczenię spadło z wysokości,
rozjechał je samochód, etc. To są konsekwencje odchowu szczeniąt bez żadnego
zabezpieczenia ich przed sytuacjami potencjalnie niebezpiecznymi. Jak czytam w
ogłoszeniach, że „nasze szczenięta nie mają żadnych kojców, mieszkają z nami i
śpią z nami w łóżku” wiem, że mam do czynienia z niepoważnymi ludźmi. Nigdy
żadne szczenię nie uległo u mnie wypadkowi dlatego, że mają osobny pokój, w
którym śpią, jedzą i bawią się oraz mają na podwórku przed domem ogrodzony
bezpieczny teren do zabawy. Dzięki temu: nie wpadną pod samochód, nie zadepcze
ich żaden człowiek, są izolowane od ludzi przychodzących na nasz teren, nie
skaczą z murków, nie uciekną. Jeśli ktoś nazywa to hodowlą kojcową, to jego
problem. Dla mnie to jedyny bezpieczny sposób odchowania zdrowych szczeniąt.
I na koniec przypadek, który dziś mną wstrząsnął i zainspirował
do napisania tego tekstu. Moja znajoma straciła kilka dni temu cały miot
nowonarodzonych szczeniąt. Tragedia straszna, nawet sobie nie mogę wyobrazić,
co ja bym zrobiła na jej miejscu. Bardzo długo szukano przyczyny tego nagłego
zgonu dobrze rozwijających się szczeniąt, w końcu udało się powiązac pewne
fakty. Nie była to charakterystyczna śmierć z powodu wirusa. Przypadek okazał
się niezwykle rzadki, na tyle, że nie znalazłam go opisanego w żadnej dostępnej
mi literaturze. Nazywa się to hemolityczna niedokrwistość noworodków
spowodowana izoimmunizacją. Organizm suki, podczas ciąży, wytwarza przeciwciała
przeciwko swoim własnym szczeniętom. Można to porównać do reakcji uczuleniowej.
Po porodzie szczenięta, zdrowo rozwijające się, wraz z siarą pobierają przeciwciała,
które powodują u nich rozpad czerwonych ciałek krwi. Umierają zazwyczaj w
przeciągu 24 godzin po zaobserwowaniu pierwszych objawów. Koszmar, którego
hodowca nie jest w stanie przewidzieć. Okropne jest to, że gdyby były karmione
sztucznym pokarmem, nic by się nie stało. Trudno jednak z powodu przypadku,
który przydarza się raz na kilka tysięcy urodzeń, odstawiać po porodzie zdrową
sukę od zdrowych szczeniąt.
Reasumując: pomijając skandaliczne zaniedbania i brak
wyobraźni ludzi, którzy nie powinni się zajmować hodowlą psów, śmierć szczeniąt
w hodowlach jest obecna oraz naturalna i nie stanowi wyznacznika dobrego
hodowcy.
|
Dzielna Grotesque Burlesque :-) |
*Wpis zilustrowałam zdjęciami szczeniąt z miotu G z roku 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz