Wstęp

Nazywam się Aneta Tyl, jestem hodowcą psów rasy golden retriever o przydomku hodowlanym Tuskulum Quissam, zarejestrowanym we wrocławskim oddziale Związku Kynologicznego, jak i w FCI (Federation Cynologique Internationale).

Ta strona powstała po to, aby przybliżyć przeciętnemu miłośnikowi psów tematy związane z szeroko pojętą hodowlą oraz utrzymaniem psa. Przyszli nabywcy psa znajdą tu szereg praktycznych porad, nie podręcznikowych, lecz popartych doświadczeniem.

Nie jestem weterynarzem, zootechnikiem, behawiorystą, treserem psów, ani nawet hodowcą z pierwszych stron magazynów kynologicznych. Jestem zwykłą posiadaczką psów, jak tysiące spośród Was. Ze względu na to, iż mam kontakt ze światem, który obraca się wokół psów, mam ukształtowane poglądy na pewne sprawy, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Są to poglądy niejednokrotnie odmienne niż te królujące na forach kynologicznych, być może ktoś uzna je czasem za kontrowersyjne.

Nie uznaję w życiu autorytetów i nie chcę, aby ktoś w ten sposób mnie traktował. Liczę natomiast na dyskusję i wymianę poglądów w komentarzach pod postami. Ja również, dzieki temu projektowi, zamierzam się czegoś nowego od Was dowiedzieć.

Będę obalać mity i postaram się przekonać Was do niektórych ważnych dla dobra zwierząt decyzji. Będę promować takie postawy, które w przyszłości mogą ograniczyć liczbę bezdomnych psów spędzających życie w schroniskach.

Jestem bezwzględną rasistką, co nie oznacza, że uważam Wasze kundelki za gorsze. Wręcz przeciwnie, będę domagać się, aby traktować je na równi z „psią arystokracją”. Jeśli dopatrzycie się tu krytyki Waszych poczynań, pamiętajcie, że nie potępiam ludzi, lecz co najwyżej czyny, które w większej części pochodzą z niewiedzy, a nie z wyrachowania.

Serdecznie zapraszam do współpracy hodowców, którzy prowadzą domowe, małe hodowle i są pasjonatami „swoich” ras. Będę faworyzować i zapraszać takie osoby, aby opowiedziały o życiu i wszelkich sprawach związanych z konkretną rasą. Ma to ułatwić czytelnikom wybór psa i hodowli, z jakiej zechcą go nabyć.

czwartek, 15 grudnia 2011

Hodowla- niemoralne hobby.


Dzisiejszy wpis jest mocno hm... filozoficzny i zrodził się z dyskusji zawartej w komentarzach na zaprzyjaźnionym blogu racjonalne oszczędzanie. Dyskusja uświadomiła mi, że jest cała rzesza ludzi, którzy nie rozumieją istoty hodowli psów, mają błędne o niej wyobrażenie oraz uprzedzenia, z których wyciągane są nieprawdziwe wnioski. Ludzie kierują się mitami i stereotypami, powtarzają zasłyszane obiegowe opinie. Często, aby lepiej się poczuć, przyklejają „łatki” hodowcom i właścicielom rasowych psów, nazywając ich snobami. W takich powielanych mitach hodowcy jawią się jako biznesmeni handlujący żywym towarem, a właściciele to bogacze, którym się z dobrobytu w głowie poprzewracało. Najczęściej powtarzane przez oponentów słowa- „Bo mnie na takiego psa to nie byłoby stać”. Jest to oczywista bzdura. Stać cię na mieszkanie, na kredyt, na samochód, i inne dobra. Po prostu nie rozumiesz istoty hodowli.
Rocky (He Is Legend)

Wiem, że na tego bloga trafiają osoby, które z grubsza podzielają mój punkt widzenia, takie, dla których świat bez psa byłby smutnym i beznadziejnym miejscem. Być może jednak przeczyta te słowa ktoś, kto ma inne zdanie i zechce się tym podzielić w komentarzach. Serdecznie zapraszam.

Pozwoliłam sobie wykorzystać, jako ilustracje, fotografie przysłane mi przez nowych właścicieli szczeniąt.

Pragnę na wstępie zaznaczyć, że wszystko, o czym piszę stanowi moje własne przemyślenia i nie stanowi jakiejś zbiorowej myśli przewodniej wszystkich hodowców, choć część z nich na pewno się ze mną zgodzi.

Człowiek jest jedynym gatunkiem, który w procesie ewolucji nabył umiejętność nie tylko dostosowania się do środowiska, ale również potrafi zmieniać to środowisko. Śmiem twierdzić, że właśnie owe manipulacje naturą stanowią istotę człowieczeństwa. Jeśli nie posiedlibyśmy tej umiejętności, czym różnilibyśmy się od innych naczelnych? Na drzewach nie rosną buty, a w kamieniołomie nie znajdziemy gotowych pięściaków, czy skrobaków. Człowiek poprawiał naturę wyplatając z włókien roślinnych sandały i tak długo uderzał kamieniem o kamień, aż stworzył potrzebne mu do przeżycia narzędzia. Od tamtej pory zaczęliśmy zmieniać świat i wykorzystywać naturę do swoich własnych celów.

Leon (Haute Couture)

Pies nie jest zwierzęciem zrodzonym z natury. Jest niemal od początku do końca stworzony przez człowieka. Czuję ogromny szacunek dla pracy tych setek pokoleń hodowców, selekcji której początek ginie w paleolitycznych mrokach naszych dziejów.
Obecnie obowiązującą teorią jest pogląd, że pies powstał na bazie genów wilka. Wilki, które miały mniej rozwinięty instynkt samozachowawczy, były bardziej ufne, przy tym na tyle słabe, że w stadzie byłyby skazane na zagładę, zorientowały się, że dobrą strategią, by przeżyć, jest kręcić się w okolicy ludzkich siedzib i żywić się resztkami. Człowiek początkowo tolerował to zachowanie. Istnieje prawdopodobieństwo, że wilki były objęte jakiegoś rodzaju „tabu”, co z kolei wiązało się z wierzeniami. Nie znamy mitologii ludzi żyjących dziesiątki tysięcy lat temu, lecz wilk/pies jest w wielu bliższych naszym czasom kulturach pierwotnych istotą mającą jakąś funkcję religijną. Takie nieporadne wilki żyły obok ludzi i rozmnażały się. Te, u których ujawniały się bardziej typowe dla wilków geny, „szły w las”, te u których utrwalały się geny nieporadności, infantylności, zostawały z człowiekiem stanowiąc początkowo zapewne zabawkę dla dzieci, a potem cenną pomoc dla myśliwego. Powstała swojego rodzaju symbioza oparta na współegzystencji i wzajemnej pomocy.

To jest oczywiście schemat, rzeczywistość była na pewno bardziej brutalna i skomplikowana. Nie wątpię, że u niektórych ludów, nie tylko w Azji, psy stanowiły pokarm. Jeszcze niedawno niektóre psy ras szwajcarskich po prostu zjadano. Czemu odczuwam respekt i szacunek dla tradycji hodowania psów? Otóż dlatego, że być może ja, jak też moi oponenci żyją na tym świecie tylko dlatego, że jakiś pies pomógł myśliwemu zapolować na zwierzynę, a tym samym wykarmił mojego dalekiego przodka. Moje geny mogły odnieść sukces dzięki pomocy psa.

Zostawmy jednak historię i wróćmy do czasów współczesnych. Do czego są nam dziś potrzebne psy i dlaczego hodujemy rasy w czystości? Opowiem o tym polemizując z zarzutami, jakie postawiono hodowcom:

„…A czystość rasy, czy to takie ważne?”
Tak, ważne. Tutaj dochodzimy do istoty hodowli. Hodowla to intencjonalny dobór takich genów, które gwarantują utrwalenie w populacji pożądanych cech zarówno wyglądu, jak i charakteru. Jeśli potrzebuję psa o ściśle określonych cechach i wyglądzie i jestem gotowa wydać za to pieniądze, to kupuję „markowy produkt”, oryginał, nie podróbkę, która często nie ma nic wspólnego z owym oryginałem. Dlaczego oryginał jest lepszy od podróbki? Dosyć wyczerpująco opisałam to TUTAJ. Jeśli nie zależy mi na ściśle określonych cechach, biorę psa ze schroniska, gdzie na domy i ludzką opiekę oczekuje wiele zwierząt.

Hossa (Hossanna Hallelujah)

„Póki istnieją rasy- będą podróbki”.
Jest to błędne myślenie. Podróbki będą istniały póty, póki będzie na nie popyt. Jeśli ludzie będą szukać i kupować za ciężkie pieniądze psy z psich fabryk, póty ten szemrany biznes będzie się kręcił.

„Zwykle mieszańce maja mieszankę najlepszych cech od różnych przodków i lepszą psychikę”.
To jest jeden z powszechniejszych mitów. Jest to nieprawda. Mieszańce nie są statystycznie zdrowsze. Nikt nie prowadzi selekcji na ich zdrowie. Nie każda choroba jest śmiertelna i nie każda naturalnie likwiduje słabsze kundelki. Mieszańce nie mają lepszych cech fizycznych, ani psychicznych. Jest to miks przypadkowych cech, również tych złych. Biorąc szczenię z nieznanego źródła nigdy nie masz pewności, czy za rok, kiedy urośnie, nie odgryzie głowy twojemu dziecku. Nie wiesz, jak będą układały się twoje z nim stosunki, jak będzie reagować na gości, etc. Biorąc psa z udokumentowanego źródła masz pewność, że nabywasz to, co chcesz. Jeśli chcesz genetycznej niespodzianki- powtórzę setny raz- podaruj dom psu ze schroniska, a nie kupuj psa na targowisku.

„Jakakolwiek forma hodowli zwierząt w celu sprzedaży nie ma nic wspólnego z byciem miłośnikiem zwierząt”.
To jest dla mnie zarzut dużo boleśniejszy niż porównanie pracy hodowców do eugeniki propagowanej i wcielanej w życie przez niesławnej pamięci Adolfa H. Zarzut ten stawia mnie w jednym szeregu z pseudohodowcami, którzy rozmnażają psy jedynie licząc na zysk. To, że psy rodowodowe dużo kosztują wynika z wysokich kosztów utrzymania, a tym samym rzetelnej nad nimi opieki. Naprawdę nie trzeba być wytrawnym finansistą, jakim jest autor tych zarzutów, aby sobie obliczyć, jakiż to zysk jest w hodowli, która utrzymuje kilka psów (w tym psy młode i te na zasłużonej emeryturze) mając jeden miot szczeniąt raz na rok, czy na dwa lata. Kiedyś to sobie obliczyłam- wychodzę mniej więcej na zero, czasem do interesu dokładam (mały miot lub wcale). Oznacza to, że mogłabym wcale tych psów nie mieć i żyć na tym samym poziomie. Być może dla autora tych słów bardziej obrazowy będzie fakt, iż jeżdżę seatem, który w tym roku skończył 18 lat. I nie zanosi się na żadne zmiany.

Walle (Helter Skelter)

Domowe hodowle jednorasowe z definicji nie rozmnażają psów dla zysków. W moim przypadku posiadanie i zajmowanie się golden retrieverami stanowi hobby. Hodowla nie jest rozmnażaniem, tylko dbaniem o kondycję rasy, o jej zdrowie, właściwy charakter i wygląd. W tej właśnie kolejności. Dlatego uważam, że mam prawo nazywać się „miłośnikiem rasy”. Rozumiem, że dla osób, których jedynym hobby jest gromadzenie na koncie pieniędzy, moja pasja może być niemoralna. Grzebię w genach, manipuluję naturą. Do kwestii moralności nie mogę się odnieść, ponieważ jest to bardzo indywidualna sprawa. Moja moralność pozwala mi na takie zabiegi tym bardziej, że mogę dziełem swych rąk uszczęśliwić nie tylko siebie, ale również innych ludzi. Szczenięta wychodzące z mojej hodowli nie trafiają do schronisk, a do mądrych ludzi, którzy zapewniają im właściwą opiekę.

To oczywiste, że dziś hodujemy psy dla własnej przyjemności. Dużo można pisać o tym, że dzieci lepiej rozwijają się mając kontakt z psami, uczą się odpowiedzialności, empatii, wyrażania uczuć, opieki nad istotami słabszymi i zależnymi od człowieka. Przekłada się to potem na relacje międzyludzkie w dorosłym życiu. Dla mnie nie ma nic złego w takiej „manipulacji genami”, aby nasze psy sprawiały nam przyjemność wyglądem, przewidywalnym zachowaniem pozwalając nam ludziom rozwijać pozytywne cechy charakteru.

„Takiego psa mogą mieć ludzie, których na to stać”.
Jest to głupie powiedzenie powielane przez ludzi, którym nie mieści się w głowie, że można wydać równowartość jednej pensji za rodowodowe szczenię, kiedy psa można nabyć bez problemu za darmo od sąsiada. Moi klienci to nie snoby, a w większości ludzie o przeciętnych zarobkach. Czasem zamawiają szczenię rok wcześniej nie ukrywając, że zbierają dopiero wymaganą kwotę. Jestem spokojniejsza, kiedy klient nie jest bogatym szastającym pieniędzmi człowiekiem, ponieważ wiem, że wybór psa to nie kaprys, a dobrze przemyślana decyzja. Pies powinien być „towarem” luksusowym, wówczas ludzie będą bardziej szanować zwierzęta.

Mika (Harmony Sweet)

„Pies cieszy się, bo nie zna innego życia”.
Jest to zarzut, który wyniknął z dyskusji na temat zniewolenia psów przez ludzi. Niewolnik będzie cieszył się z każdego przejawu miłości swojego pana, bo nie wie, że można żyć inaczej. Cóż, zapewne napisał to człowiek bardzo zadowolony ze swojego życia w miejskim mieszkaniu. Zadowolony, ponieważ nie zna innego życia. Wszyscy jesteśmy czyimiś niewolnikami, jeśli już w ten sposób rozpatrujemy problem. Jesteśmy niewolnikami własnych rodziców, potem systemu edukacji, a na końcu funkcjonujemy jako niewolnicy systemów podatkowych i miejsca pracy. Niektórzy są niewolnikami banków spłacając kredyty, czy dążąc do uzbierania miliona na koncie- ku uciesze systemu. Od tego „melona” nawiasem mówiąc, zapłacisz niezły podatek. I tyle o niewolnictwie.

Nie urodziłam się hodowcą. Zajmuję się tym, ponieważ wierzę w sens hodowli. Wiem, że nasza praca uszczęśliwia ludzi na wielu poziomach. Pozwala choćby na bezpieczny kontakt psa z dzieckiem, co ma wpływ na wychowanie następnych pokoleń. Te dzieci, jako osoby dorosłe, będą szanować i zwierzęta i siebie nawzajem oraz przekazywać te wartości swoim dzieciom. Będą bliżej natury biegając z psem po lesie, niż siedząc z nosem w monitorze i przelewając pieniądze z konta na konto. 

Jest to ostatni wpis przed świętami na tym blogu. Czytelników głównego bloga jeszcze trochę „ponękam” naszymi przygodami. Tymczasem tutaj, nie tylko Melonmakerowi, ale i wszystkim przeglądającym tego bloga, chciałabym życzyć „dużej bańki” na koncie w przyszłym roku. Albo i dwóch :-)

Jantar (Golden Life) w mojej "wariacji" świątecznej :-)

12 komentarzy:

  1. Riannon, przeczytałam i Twoją wypowiedź i wątek, który zacytowałaś i nawet chciałam się w nim wypowiedzieć, ale został zamknięty - może i dobrze.

    Krótko - do wszystkiego można się przyczepić, wystarczy odpowiednio duża doza samozaparcia.

    Przy czym porównywanie hodowców do Hitlera uważam za tragikomiczne. Nie słyszałam aby jakiś hodowca wzorem Adolfa mordował psy innych ras czy kundelki, dla zachowania czystości rasy. Moim zdaniem dzięki pracy hodowców zostały zachowane geny starych ras i choć mam mieszane uczucia w temacie tworzenia i utrzymywania ras dziwnych (np. chiński grzywacz), to nie bardzo rozumiem podstawy krytyki pod adresem hodowców w ogóle.

    Pan Melonmaker ewidentnie się nudzi...

    OdpowiedzUsuń
  2. YarnAndArt- Też bym się zanudziła spędzając życie na robieniu pieniędzy, ale rozumiem, że ludzie są różni i mają różne poglądy oraz sposób na życie. Szanuję to i unikam oceniania ludzi. Niezmiennie życzę mu tej "bańki".
    Natomiast jedno mnie zastanawia. Próbowałam ściągnąć dyskusję na ten temat do siebie, ponieważ uważam, że jeżeli ktoś rzuca w kogoś określone zarzuty, powinien umieć obronić swoje zdanie. Dano mi do zrozumienia, że temat ten wcale nie jest interesujący i szkoda czasu na dyskusje. Ok, też to rozumiem. Tylko po licho w takim razie ludzie wypowiadają się na tematy, które ich nie interesują i ich nie rozumieją?

    Oczywiście, o krzywdzie jaką robią ludzie podtrzymując i wynaturzając niektóre rasy też pisałam i całkowicie się z tym zgadzam, że tam, gdzie zaczyna się cierpienie zwierzęcia, tam powinna być granica hodowli.

    Tak dla przypomnienia, jakby ktoś przeoczył o tym posta, a był zainteresowany:

    http://tuskulum-riannon.blogspot.com/2011/07/stary-podrecznik-dla-hodowcow-psow.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem odmienne poglądy na daną sprawę to jedno, a bicie piany i wysuwanie dziwacznych (wręcz obraźliwych) paraargumentów, to coś innego.Z tym drugim przypadkiem "rozmówcy" można się całkowicie nie liczyć.

    Ktoś kto wyklucza współistnienie pasji i miłości dla zwierząt z ich hodowaniem mówi po prostu bzdury, jednocześnie albo nie myśląc co mówi, albo rozumując jakoś pokrętnie, bo kto takim układzie jest miłośnikiem psów, ten kto ich nie ma? Psy same dążą do prokreacji, suka na wolności miałaby młode dwa razy do roku (czasem z psem od siebie większym, co owocuje często problemami z porodem), nikt by jej nie woził po weterynarzach, nie podawał witaminek i odpowiedniej karmy, nikt by nie latał wkoło niej w przypadku przeciągającej się ciąży i konieczności zrobienia cesarki. W razie komplikacji suka by zdechła razem z młodymi w brzuchu. Więc słowa o wyzysku zwierząt przez hodowców są po prostu nieprawdziwe.

    Po przeczytaniu posta na RO miałam wrażenie, że Melonmaker po prostu wyładowuje frustracje. Każdy czasem miewa "dzień na nie" ale nie kazdy potrafi wtedy nad sobą zapanować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie akurat indeksy poszły w dół, stąd frustracje :-)

    I to wszystko poparte argumentem- bo to nie naturalne. Oczywiście, że to nie jest naturalne. Nic w dzisiejszym świecie nie jest naturalne. Ludzkie dzieci też rodzą się i są podtrzymywane przy życiu w nienaturalny sposób. Antybiotyki nie są naturalne. Argument, że to nie naturalne, to wyważanie otwartych drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jako ludzie, którzy zastali ten świat jakim jest, zmieniany od wielu pokoleń, możemy albo się do tego przyzwyczaić albo pleść utopijne farmazony o tym jak by to było pięknie, gdyby psy biegały sobie na wolności. Tym bardziej, że nijak nie możemy im tej wolności ofiarować...

    Psy też się zmieniły, to nie wilki, których naturalnym środowiskiem jest puszcza, większość psów bez ludzkiej pomoc nie przetrwałoby choćby zimy (całkowicie przecież naturalnej).

    OdpowiedzUsuń
  6. No... to poczułaś się urażona moimi przemyśleniami na temat ingerowania w naturę i rozmnażania zwierząt w taki sposób, by miały określony wzrost i długość ogona, bo taką definicję rasy ktoś akurat kiedyś sobie wymyślił i sobie ulżyłaś wymyślając niestworzone historie na temat mojego życia. To możemy uznać, że jesteśmy kwita? ;-)

    Dla wszystkich mnie nie znających dodam, że zwierzęta uwielbiam. Zwłaszcza te dziko żyjące. Domowe też lubię i spędzam z takowymi sporo czasu, gdy ich właściciele go dla nich nie mają. Bardzo prawdopodobne, że jeśli będę miał kiedyś duże podwórko, to również wezmę psiaka ze schroniska i zapewniam was, że będę się nim opiekował tak samo dobrze jak Riannon.

    To, że pies jest niższy czy wyższy nie będzie dla mnie oznaką, że jest mniej użyteczny. Nie będzie też, jak to określa Riannon, "usterką". Jeśli kiedyś, w przyszłości mego psa najdzie ochota na rozmnażanie się, to mam nadzieję, że popełni mezalians, który będzie początkiem nowej rasy, którą kiedyś jakiś hodowca opisze w swojej książeczce ;-)

    Pozdrawiam wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  7. Melonmaker- Pisaliśmy równocześnie komentarze, ja u Ciebie, Ty u mnie :-)
    Cieszy mnie to, że zdecydowałeś się przenieść dyskusję tutaj.
    Tak, jesteśmy kwita :-D
    Słowa takie, jak "usterka" używam tylko w określonym kontekście. Chodzi o psa takiego, który nie spełni wymogów wystawowo- hodowlanych. Nie uzyska tym samym pozwolenia na posiadanie rodowodowego potomstwa. Jest to niejednokrotnie szansa dla ludzi, którzy rzeczywiście nie mogą sobie pozwolić wydać dwóch tysięcy na psa, nie chcą wystawiać, ani hodować, a chcą mieć pewność, że pies nie zawiedzie ich oczekiwań. Takie pieski są tańsze. Mają papiery, które są tylko udokumentowaniem pochodzenia, mogą się spełniać na innym polu, niż wystawy. Nie są mniej kochane. Powiem więcej, ze względu na upust ceny, idą w pierwszej kolejności.

    Nie mam wątpliwości, że darzysz uczuciem zwierzęta, ale dobrze, abyś jeszcze zrozumiał, co jest dla nich dobre, by lepiej się nimi opiekować. Właśnie takie myślenie o "mezaliansie", czyli rozmnażaniu bez celu, powoduje że mamy tak dużo psów w schroniskach. Łatwo zrobić sobie szczeniaczki, ale co potem z nimi zrobić? Nikt nie opisze żadnej nowej, stworzonej przez Ciebie rasy, to już nie te czasy. Chcesz się spełniać, jako hodowca, wybierz sobie rasę, która Ci się spodoba i która da Ci pewność, że Twoje szczenięta nie wylądują na ulicy, czy w schronisku. Jeśli chcesz przeżyć "cud naturalnych narodzin", zobacz najpierw "cud śmierci" psa w schronisku.
    To wszystko jest kwestią odpowiedzialności za żywą istotę, którą się opiekujesz.

    OdpowiedzUsuń
  8. I jeszcze jedno. Nie uważam, że pies wyższy, niższy, czy kundelek jest gorszym psem, jako pies, i że na świecie powinny występować tylko golden retrievery :-) Ja po prostu wybrałam sobie taką, a nie inną rasę, bo bardzo mi się podobają te psy. Ujmują mnie swoim ściśle określonym charakterem, jak i wyglądem. To wyłącznie subiektywna sprawa. Lubie otaczać się pięknymi rzeczami, lubię też mieć obok siebie piękne psy. Kontynuuję z szacunkiem pracę kilku pokoleń hodowców, którzy nadali tej rasie konkretne określone cechy wyglądu. Ogon taki, a nie inny, aby balans ciała był idealny dla psa myśliwskiego, łapy, aby myśliwski pies był wytrzymały, etc. Dbam o to, aby goldeny nie były tylko kanapowcami, ale przekazywały z pokolenia na pokolenie cechy, które uczyniły z nich pomocnika myśliwego. Po co? A nie nie wiemy, jak dalej potoczą się losy świata po kryzysie. Kto wie, czy znów nasze psy nie będą pomagały nam w zdobywaniu pożywienia i czy od nich nie będzie zależał nasz los :-) Zobaczymy, który lepiej sprawdzi się, jako łowca- pies selekcjonowany przez pokolenia na określony wygląd i charakter, czy kundelek mający zestaw cech od sasa do lasa :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. To ja jeszcze dodam od siebie nt. "chorowitych arystokratów i zdrowych kundelków".

    Przez dom przewinęło mi się parę kundelków i jeden psiakz rodowodem [husky, btw. była to 8-latka zabrana z pseudo, u mnie na DT - Jaga]. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że absolutnie jedyny silnym i zdrowym psem z całej tej ekipy była moja Jagnięcinka ukochana, od prau lat żyjąca sobie radośnie u miłośników tej rasy. Mój pierwszy kundel bury miał poważne problemy z całym układem pokarmowym [zaczęło się jak miał jakieś 6-7 lat], obecna wariatka ma problemy z wątrobą i musi być karmiona BARFem. Była jeszcze Bianeczka, po trafieniu do własnego domku okazało się, że od byle czego choruje na krtań...
    Za to jedyne co było Jagulce to 8 lat siedzenia w klatce i rodzenia - prawie rok wracała do takiej formy w jakiej powinna być. Swoją drogą po trafieniu do mnie był to jedyny mi haszczak z nadwagą i zadyszką po 15 minutach spacerku.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hanna- No, 8 lat siedzenia w klatce to i tak niewielkie skutki uboczne- nadwaga i brak formy.
    Problem polega na tym, że ludzie generalizują i jeśli czytają gdzieś, że dana rasa ma predyspozycje do konkretnej choroby, to od razu uważają, że są chore. To, że nie wiemy, na jakie choroby predysponowane są konkretne kundelki, uważane jest za obaw ich zdrowia. Tymczasem mają one często do zaoferowania w pakiecie komplet wszystkich schorzeń. I tak właśnie wygląda mit "zdrowego kundelka".

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojej, przez tą "Hannę" aż się staro poczułam ;). A jak wam przywiozę na wiosnę więcej fartuszków na wino to mnie już nie będziesz tak postarzać :D?

    OdpowiedzUsuń
  12. He he... sama sobie takiego nicka wybrałaś ;-) Ja tak po nicku się zwracam, żeby tu prywatą ludziom po oczach nie jechać :-) Ale ok, nawet bez fartuszków będziesz już zawsze Hania :-) Fartuszki zawsze mile widziane :-)
    Całusy :-*

    OdpowiedzUsuń