Mantra już na dłużej zostawia swoje maluchy. One również nie protestują przeciwko nieobecności mamy. Wczoraj udało nam się nawet zabrać na długi spacer do lasu Jaskra i Fionę. Sami też złapaliśmy trochę słońca i nazbieraliśmy pierwszych maślaków na jajecznicę. Mantra grzecznie spała w swoim ulubionym na co dzień miejscu, czyli w kuchni, a "kluski" w kojczyku w gabinecie.
Wczoraj też, w zupełnie prywatnej sprawie, odwiedził nas weterynarz. Wykorzystałam go podstępnie (omamiłam zapachem kawy :-), bo nie chciało mi się jechać w poniedziałek do gabinetu. Poprosiłam o zdjęcie szwów Mantrze. Mantra zatem zaliczyła jeszcze domową wizytę lekarską :-) Rana po cesarskim cięciu zagoiła się pięknie, suczka po odchowaniu małych może bez problemu powrócić do swojej poprzedniej aktywności- zabaw i kłótni o zabawki z Fioną oraz do skakania.
A ja się cieszę, że ominęła nas wizyta w gabinecie, bo podczas odchowywania maluszków nie powinno się mieć kontaktu z miejscami, gdzie przebywa spora ilość psów, szczególnie chorych. Malce są bezbronne, bazują tylko na przeciwciałach wyssanych z mlekiem matki. Bardzo łatwo, nawet z miasta, do którego jeździmy na zakupy, przynieść na butach jakiegoś niegroźnego dla dorosłych psów, ale śmiertelnego dla szczeniąt bakcyla. Gabinety weterynaryjne, wystawy psów, podczas odchowu małych powinno się omijać szerokim łukiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz