Jak wspominałam w ostatnim wpisie, wczoraj wieczór odbyły się przenosiny do specjalnie zaprojektowanego dla szczeniąt pokoiku. Jest to dosyć stresujący moment dla malców, gdyż są one już świadome otaczającej je rzeczywistości. Malce są na początku swojej drogi życiowej, niejedno ich jeszcze zaskoczy. Staraliśmy się, aby ten moment był jak najmniej dla nich niepokojący.
Nowe miejsce trzeba bardzo porządnie obwąchać.
Najbardziej uspokajająco działa na szczenięta obecność mamy i możliwość skorzystania z jej cyca. Uff, nic już nam nie grozi, skoro mama wie, gdzie jesteśmy i do nas przychodzi.
Trzeci tydzień jest już okresem, kiedy suczka opiekuje się malcami z doskoku. Nie siedzi już nimi ciągle, ale wpada na wizyty i karmienia. Szybko też ucieka, kiedy widzi, że szczenięta przestały jeść, a zaczynają harcować po jej głowie. Maluszki mają już również ząbki i zaczynają gryźć. Na szczęście nie mają jeszcze zbyt dużo siły.
A kiedy maluszkom wychodzą ząbki, oznacza to, że czas wrzucić coś konkretnego na ząb. Z tej właśnie okazji dziś po raz pierwszy szczenięta zobaczyły miseczkę i mogły z niej skorzystać. To bardzo pocieszna sytuacja. Pierwsze karmienia to jakaś mała masakra. Maluchy nie potrafią jeszcze dobrze stać na nóżkach (rozjeżdżają się na śliskich gazetkach, dlatego podłożyłam im ręcznik frotte na czas posiłku), nigdy nie jadły w ten sposób, zatem podczas posiłku i po są umorusane od stópek po łebki. My nawiasem mówiąc, również :-)
Na początku trzeba troszkę pomóc i palcem poprzesuwać jedzonko.
Po posiłku można poharcować po misce, brudniejszy już chyba bardziej nie będę :-)
Szczenięta jedzą karmę, która została specjalnie spreparowana- nasiąkła wodą, po czym blenderem zrobiłam z niej gęstą papkę. Miseczka jest zaprojektowana specjalnie dla szczeniąt, aby ograniczyć wchodzenie do niej łapkami. Ma wyspę w środku i rant, z którego jedzą szczenięta ustawione w kółeczko. Jak widać powyżej, moim nie przeszkadza fakt, iż wymyślono ją po to, aby malce nie lądowały w środku michy. Obiektywnie rzecz ujmując, jest mi wygodniej panować nad jedną taką miską, niż nad trzema malutkimi tradycyjnymi. Mimo wszystko szczenięta są mniej po posiłku wytaplane.
Po wysprzątaniu pokoiku (karma była wszędzie, z kaflami na ścianie włącznie), wytarciu piesków, nadeszła pora relaksu.
Pieski poznają straszliwego smoka i sympatycznego kaczorka.
A suczka Harmony Sweet rozprawia się z małym głodem.
Nie widać by "szczenięca miseczka" jakoś specjalnie przeszkodziła szczeniaczkom w umorusaniu się jedzonkiem ;) Widocznie jedzenie tylko pyszczkami jest po prostu nudne, świat należy poznawać całym sobą!
OdpowiedzUsuńI tak jest lepiej niż tańcowanie przy trzech miskach. Maluszki rosną bardzo szybko, już po weekendzie owa miseczka okazuje się być za mała.
OdpowiedzUsuń