Rano Izerki były bardzo niezadowolone z kolejnego dnia w mieszkaniu. Dawały temu wyraz poprzez zaśpiewy, marudzenie, a w końcu protest. I tak było nieźle. Maluchy w sumie są bardzo grzeczne i uległe. Szczerze mówiąc, jestem przyzwyczajona do głośniejszych i bardziej zdesperowanych akapitów oburzenia ;-) Po chwili zabawy i gryzieniu smakołyków maluchy pogodziły się z losem i poszły spać.
Dwie godziny później czekała ich fajna niespodzianka. Wprawdzie na dworze było tylko 13 stopni, jednak w kojczyk tak ostro świeciło słońce do południa (po południu wszystko przybrało kolor ołowiu), że zdecydowaliśmy się wyprowadzić malce.
Ależ brykały! :-)
Piesek niebieski dał popalić ślimakowi winniczkowi, aż mi się żal ślimaka zrobiło i go zabrałam, a czerwony zabawiał się w ganianie wokół moich nóg. Beżowy tymczasem zastanawiał się, kogo by tu w ogon ugryźć :-)
Mantra ma już serdecznie dosyć karmienia, ale nie zabawy z maluchami. Od cycka szczenięta odrzuca, ale chętnie z nimi bryka. Jako, że w głowie mam teraz parę smuteczków, i ja postanowiłam dać się porwać atmosferze zabawy i pobawiłam się troszkę dzisiejszymi fotkami z kojczyka.
Na Izerki czeka jutro kolejna niespodzianka :-) Wszak kończą 6 tygodni, a to już poważna sprawa :-)
Piękne fotki, szczególnie to drugie bardzo mi się podoba. A ostatnie też cudne - fantastyczne ujęcie? Cóż to za niespodziewajka dla Izerków? Mięsny tort, czy nowa waga dla klopsików, bo poprzednia przyciasna?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam życząc słoneczka:)