Wczoraj, dzień po szczepieniu na nosówkę i parwowirozę, nie zaryzykowałam wypuszczenia Izerków na podwórko. Wprawdzie czuły się znakomicie, miały tyle energii, że ich pokoik dosłownie chodził, to mimo wszystko lepiej nie było kusić złego. Dziś był równie zimny dzień, ale przynajmniej świeciło słońce. Biegałam zatem z maluchami wynosząc je z mieszkania, kiedy wykazywały aktywność i chęć zabawy i chowając je, aby nie spały na zimnie. I tak w kółko :-)
Po demolce namiotu, skleiłam pęknięte ramię, ale w sumie, to nie wiem, po co, gdyż po kilku minutach zastałam to:
Pieski na wybiegu miały dziś i słońce i cień. Takie maluchy mają już dobrze rozwinięty instynkt, zatem mogłam spokojnie im zaufać, że skoro odpoczywają w cieniu, to znaczy, że nie jest im tam zimno. Trochę chłodno musiało być, ponieważ skupiły się dzieląc się ciepłem swoich ciałek.
Pieski dostały "piaskownicę". Wcześniej, przez kilka dni maluchy miały pusty brodzik, aby oswajały się z różnym podłożem. Blacha nie stanowiła dla nich tabu. Z tym bywa różnie. Czasem są takie mioty, że pieski omijają niektóre atrakcje z daleka. Trzeba wtedy je zachęcać, czy wkładać do brodzika. Izerki nie miały tego problemu, już pierwszego dnia siedziały i bawiły się w brodziku. Niestety, dziś spostrzegłam, że zaczęły się do niego również wypróżniać, zatem dla zachowania higieny zrobiłam z brodzika kuwetę :-)
Namiot, po kolejnym opatrzeniu złamania, wskoczył na kojczyk, aby trochę odpocząć od łobuziaków :-)
I znów maluchy wykazały sie odwagą, no wiadomo, Tryptyk Izerski!!!
OdpowiedzUsuńTeraz ich mordki są chyba najpiękniejsze, już nie niemowlęce, a jeszcze nie młodzieńcze.
Skoro namiot uciekł od łobuziaków, to może jutro piaskownica wyfrunie? Jednak nie sądzę, aby maluchy się tym przejęły.
Od jutra już cieplutko więc Izerki sobie użyją na powietrzu:)
Pozdrawiam cieplutko:)