Naprawdę, sama nie wiem, czy przypadkiem nie powinnam życzyć Wam "przysypanych śniegiem świąt, pachnących choinką" :-)
Tymczasem Mantra, szóstego dnia swojego macierzyństwa, zgodziła się powędrować ze mną do kuchni i na kilka minut pozostawić nażarte do granic możliwości dzieciaczki. Pozwoliła mi zrobić sobie kawę oraz pierwszy raz dostała miskę z karmą poza kojczykiem. Wcześniej nie było o tym mowy. Wytrzymała może 10 minut, po czym urządziła popis wokalny, który jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że nie wytrzyma ani minuty dłużej bez widoku swoich dzieci.
Nawet, jeśli Mantra, wchodząc do kojczyka, zastaje swoje dzieci na miejscu, zawsze najpierw wędruje do koszyka sprawdzić, czy przypadkiem nie ukryłam tam jakiegoś pieska. Do trzech policzyć nie umie, ale widzi, że kiedy zmieniam w kojczyku prześcieradła, maluchy wkładam na ten czas do kosza. Sprawdza zatem, czy przypadkiem o którymś nie zapomniałam :-) Bo tak prawdę mówiąc, to spore mamy luzy w tym kojczyku :-)
Wczoraj zorientowałam się, że w naszej hodowli mieliśmy już szczenięta tak jakby po kolei. Urodziły nam się 2 maluchy (miot C) , 3 (miot I), 4 (miot D- również same pieski), 5 (miot F), 6 (miot B, E oraz H), 7 maluchów (miot A i G). Powyżej siedmiu nigdy szczeniąt nie było. Bardzo niekomfortową sytuacją byłoby, gdyby urodził się 1 maluszek. Tak się czasem zdarza. Nie mając towarzystwa rówieśników, może wykazywać w przyszłości zaburzone zachowania społeczne w stosunku do innych psów. Suka może stracić mleko z powodu małej ilości jego zużycia. Maluch, kiedy matka wychodzi z kojca, musi być stale dogrzewany, ponieważ nie ma się do kogo przytulić. Jak ważne jest to dla prawidłowego rozwoju widać, kiedy pieski natychmiast zbijają się w kupkę pod nieobecność mamy. Oczywiście troskliwy hodowca zadba o jednego malucha tak, aby zapewnić mu prawidłową socjalizację, w dużych hodowlach zawsze są szczenięta z innych miotów, z którymi taki jedynak będzie miał kontakt.
Zdradzę Wam jedną z tajemnic dotyczących szemranego procederu w masowych hodowlach. Oczywiście, nie twierdzę, że tak jest zawsze, niemniej jednak zbyt często, aby o tym milczeć. Aby zmniejszyć sobie straty, hodowcy, którzy mają jednocześnie dwa lub więcej miotów jednej rasy, dołączają pieski z mniejszego miotu do większego. Suczka może mieć tylko jeden miot rocznie, a cieczki zazwyczaj ma 2 razy w roku. W ten sposób rejestruje się miot na jedną sukę, a druga, mimo, że rodziła i poniosła na organizmie koszty odchowu swoich szczeniąt, jest teoretycznie, oficjalnie wolna i "można" ją pokryć drugi raz. W przypadku, kiedy nie da się miotów połączyć, niektórzy hodowcy, traktujący swoje zwierzęta, jak maszynki do produkowania pieniędzy, sprzedają miot bez rejestrowania go po to, aby pokryć sukę drugi raz i może się uda. Jest to śliski proceder, ponieważ zazwyczaj wychodzi prędzej czy później na jaw. Miłośnicy ras wyłapują takie ogłoszenia o szczeniętach po rodowodowych rodzicach i czasem udaje się namierzyć nieuczciwego hodowcę. Nie jestem zwolennikiem donosicielstwa, jednak chodzi tu o dobro i komfort życia zwierząt.
Widzicie, jak ważne jest, z jakiego miejsca kupuje się szczenię?
Ale wróćmy do naszych piesków. Dlaczego kolorowe? Postanowiłam wreszcie oznaczyć psiaki kolorkami. Dlaczego nie stosuję ślicznie na zdjęciach wyglądających wstążeczek, czy niteczek, pisałam już przy okazji odchowu poprzedniego miotu. Pozwolę sobie wkleić ten fragment, abyście nie musieli szukać:
Niektórzy od razu po urodzeniu wiążą na szyjkach szczeniąt kolorowe sznureczki. Może to i ładnie wygląda, ale...Nie robię tego z wielu względów. Wszystkie one dotyczą bezpieczeństwa. Nasza Mantra bardzo intensywnie liże szczenięta. Do czasu odpadnięcia martwię się nawet, czy nie rozliże im pępowin. Sznurek na szyi mogłaby chcieć zerwać ze szczenięcia. Jest to ciało obce, a suka ma instynktownie nakazane utrzymywać szczenię w czystości. W taki sznureczek bardzo łatwo może zaplątać się inne szczenię i zrobić sobie krzywdę. Kolorowe wstążki zakładamy czasem pieskom tylko i wyłącznie do zdjęć, aby można było łatwo dokonać identyfikacji i śledzić rozwój malucha w czasie, choć ostatnimi czasy wolę stawiać pieski na odpowiadającym im kolorem ręczniczku. Dla własnej identyfikacji robimy maluszkom na sierści kropki kolorowym lakierem do paznokci.
Tak to wygląda u starszego szczenięcia.
W każdym razie w mojej hodowli mniej liczy się "image" i piękne fotki (nie mam dobrego sprzętu, nawiasem mówiąc), a bardziej bezpieczeństwo.
Oto pierwszy raz maluszki w indywidualnej odsłonie.
Piesek czerwony:
Ależ one szybko rosną :) Czekam na ujawnienie imion.
OdpowiedzUsuńKochane kluseczki:)
OdpowiedzUsuńRównież czekam na imiona, bo litera "I" łatwą nie jest.
Nie miałam pojęcia o takich oszustwach stosowanych przez niektórych hodowców. Obrzydliwość:(
Dobrze, że Tuskulaczki są w szczęśliwej rodzinie:)
Imiona ujawnimy we wtorek, kiedy będziemy ważyć tygodniowe pieski :-)
OdpowiedzUsuńO grzeszkach hodowców pisałam na samym początku bloga, ale na pewno jeszcze tematu nie wyczerpałam :-(